On mi się nie zwierza - rozmowa z Tadeuszem Aleksandrowiczem, trenerem Spójni Stargard Szczeciński

Przed pierwszoligowcami decydująca walka o awans do Tauron Basket Ligi. Koszykarze Spójni Stargard Szczeciński mają już jednak wolne, gdyż sezon zakończyli porażką z warszawską Politechniką. W rozmowie z portalem Sportowefakty.pl trener Tadeusz Aleksandrowicz dokonał podsumowania występów swoich podopiecznych, a także zdradził plany na przyszłość.

Patryk Neumann
Patryk Neumann

Patryk Neumann: Zakończyliście sezon 2010-2011 na ósmej lokacie. Jak mógłby pan podsumować te rozgrywki?

Tadeusz Aleksandrowicz: Mieliśmy jasne zadanie. Z falstartu na początku trzeba było, chociaż awansować do Play Off. Po pierwsze dawało to bezpieczne utrzymanie, a po drugie chcieliśmy też pokazać kawałek dobrej koszykówki. Myślę, że w kilku meczach to się udało. Graliśmy nierówno na przestrzeni całego sezonu, bo nie jesteśmy jeszcze aż tak klasowym zespołem, jak czołówka ligi. Drużyny się nie buduje w pięć miesięcy, czy nawet w rok. Do tego trzeba znakomitych transferów, ale to na razie dla Spójni jest nie osiągalne.

Wielu jednak spodziewało się walki o coś więcej niż utrzymanie.

- Może malkontenci będą niezadowoleni, że drużyna, która praktycznie nie ma wybitnych nazwisk zajęła tylko ósme miejsce. To jest jednak ich problem. Uważam, że plan, jaki dostałem, czyli wejście do ósemki zrealizowałem. Oczywiście wierzyliśmy, że uda się wyżej awansować. Tym bardziej, że nie było liderów Politechniki. Okazało się, że oni są znakomicie zorganizowani i znaleźli dobrych zastępców.

Rywalizacja z Politechniką, czyli najlepszą drużyną sezonu zasadniczego pokazała wam chyba, że jest jeszcze wiele rzeczy, które należy poprawić?

- Politechnika jest lepszym zespołem. Mówiłem to już po meczu w Warszawie. Oni robili ten projekt przez pięć lat, a ja pracuję w Spójni pięć miesięcy. Dlatego właśnie to dość trudne porównanie. To w tej chwili jest lepszy zespół. Zawodnicy w odpowiednim przedziale wiekowym, o ogromnych aspiracjach. Grali już w ekstraklasie w poprzednim sezonie. Mimo, że nie mieli swoich liderów okazuje się, że zrobili duży postęp w obronie, dlatego ciężko się z nimi gra na punkty.

Chwali pan rywala. Czego natomiast zabrakło Spójni by przynajmniej doprowadzić do trzeciego meczu?

- Nie byliśmy faworytami, ale walczyliśmy, jak umieliśmy. Cieszę się, że gdy oni rzucają normalnie 80 punktów, nam rzucili zdecydowanie mniej. Nie zabrakło nam ambicji, zaangażowania, zabrakło trochę umiejętności. Szczególnie było to widać przy egzekucji rzutów z półdystansu i dystansu w pierwszej połowie.

W drugiej części byliście minimalnie lepsi, ale nie mogło to odmienić losów spotkania.

- Myślę, że przespaliśmy początek. Zaczęliśmy pasywnie i trochę za pewni siebie. Może wydawało nam się, że skoro tam powalczyliśmy to tutaj wygramy. Przy naszej obronie 38 punktów do przerwy nie ma prawa się zdarzyć. W drugiej połowie się to zmieniło i zawodnicy walczyli i tak trzeba stale grać.

Powracając do podsumowań to mimo zaciętych bojów chociażby z Politechniką w rundzie zasadniczej, czy Rosą Radom niewiele wam brakowało, by ograć znacznie wyżej notowane zespoły. Zawsze jednak była ta bariera, która sprawiła, że trzy najlepsze drużyny sezonu zasadniczego były poza zasięgiem Spójni.

- Żeby wygrać z lepszym, choć raz trzeba grać przez cały mecz na 150 procent. Musi być agresja, poświęcenie całego składu. W ostatnim meczu różnie to było, dlatego nie zdołaliśmy ich pokonać.

Co stało się z kapitanem, Wiktorem Grudzińskim? W ostatnich trzech meczach na pewno zagrał poniżej poziomu, do którego przyzwyczaił stargardzkich kibiców.

- Myślę, że to koniec sezonu, ale trzeba jego zapytać. On ciężko pracował. Od listopada, gdy przyszedłem do Spójni był liderem pracy i grania. Najprawdopodobniej już nie wystarczyło sił. Nie wiem, może nie był dobrze przygotowany do sezonu? Trudno mi jednak powiedzieć. Ja nie mogę się wypowiadać za Wiktora. On mi się nie zwierza.

Jest zawodnik, którego chciałby pan szczególnie wyróżnić za postawę podczas całego sezonu?

- Nie, to nie ma żadnego znaczenia. Nawet, gdybym chciał kogoś wyróżnić to jeden gracz nie wygra żadnego meczu. On może przeważyć szalę zwycięstwa, ale to cała drużyna musi chodzić jak zegarek. Są różne typy zawodników. Jedni posiadają zdolności obronne, inni walczą na tablicach, a kolejni rzucają. Zespół składa się z wielu ludzi. Na poukładanie tego wszystkiego potrzeba sporo czasu, czego dobrym przykładem jest projekt Polonii 2011.

Na koniec zapytam jeszcze o przyszłość. Czy w kolejnym sezonie Tadeusz Aleksandrowicz pozostanie na ławce trenerskiej Spójni?

- Jeżeli dostanę taką propozycję, to z chęcią będę pracował. Jeżeli tylko klub będzie chciał, żebyśmy razem pracowali i postawi jakieś cele, do których powinniśmy dążyć i wtedy będę wiedział, na czym stoję, jak rozpocząć następny sezon. To jest jednak przed nami. Wiele jednak zależy od klubu, dlatego na razie trudno mi coś konkretnego odpowiedzieć.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×