Zbigniew Majcherek: wyszliśmy obronną ręką i wygraliśmy

Szczecińscy akademicy potrzebowali pięciu spotkań, by wywalczyć sobie utrzymanie na pierwszoligowych parkietach. Po decydującym boju z GKS-em Tychy w Szczecinie odetchnęli z ulgą - Staraliśmy się wykonać plan minimum i jednocześnie maksimum na to spotkanie, czyli utrzymanie w I lidze. Tym meczem udowodniliśmy, że zasłużyliśmy na pierwszą ligę - mówi trener akademików, Zbigniew Majcherek.

Cała rywalizacja AZS-u z GKS-em była bardzo wyrównana i nieprzewidywalna. Decydujący pojedynek nie dostarczył jednak zbyt wielu emocji, a Tyszanie nie zdołali nawiązać walki z gospodarzem. - Nie było łatwo - przekonuje jednak Majcherek. - Jeden i drugi zespół miał motywację. Tak naprawdę obie drużyny grały o swój dalszy byt. Nie wiadomo, jak by to się skończyło, gdybyśmy spadli do drugiej ligi. Byliśmy przygotowani na wszystko. W końcu moi zawodnicy zrozumieli, co trzeba wykonywać na parkiecie i zrealizowali te założenia, które sobie nakreśliliśmy. Dlatego wygraliśmy to spotkanie - wyjaśnia szkoleniowiec akademików.

Kluczem do sukcesu miejscowych był znakomity początek. Szczecinianie wygrali pierwszą odsłonę 25:13. Później jednak goście mieli szansę odwrócić losy rywalizacji, gdyż koszykarze AZS-u przestali trafiać do kosza. - To nie przestój. To po prostu stres. Graliśmy mało skutecznie, ale bardzo mądrze w obronie. Trzeba powiedzieć, że dopiero w szóstej minucie ruszył się wynik. Trochę niemocy strzeleckiej, może czegoś zabrakło, ale wyszliśmy obronną ręką i wygraliśmy - cieszy się szkoleniowiec miejscowych.

Akademicy mieli ogromną szansę, by już tydzień wcześniej zapewnić sobie ligowy byt. Po trzech spotkaniach prowadzili 2:1 i potrzebowali już tylko jednego zwycięstwa. O czwartym pojedynku w Tychach Majcherek i jego podopieczni nie chcą już jednak pamiętać. - Na temat tego spotkania można mówić różne rzeczy, dobre i niedobre. Na początku było kilka dyskusyjnych decyzji arbitrów i to wybiło nas z rytmu gry. Ciężko walczyć, gdy się ma sześć przewinień w trzy minuty - irytuje się szczeciński szkoleniowiec. - W pewnym momencie zespół zdał sobie sprawę, że będzie jeszcze piąty mecz na naszym terenie. Może nie odpuściliśmy, bo cały czas ich motywowałem, ale najważniejszy jest efekt końcowy, który osiągnęliśmy w sobotę - dodaje.

Za AZS-em Radex pierwszy sezon na zapleczu Tauron Basket Ligi. Jak debiut swojej drużyny na tym szczeblu rozgrywkowym ocenia Majcherek? - Jest trochę niedosytu. Mieliśmy szansę, żeby znaleźć się w ósemce, a taki plan maksimum sobie zakładaliśmy. Wtedy byśmy się utrzymali bez stresu, a tak można powiedzieć, jak zwykle, musieliśmy stracić trochę nerwów w końcówce sezonu. Największym problemem były prawdopodobnie kontuzje. W dalszym ciągu trzech zawodników jest kontuzjowanych i w najważniejszych meczach również nie mogliśmy grać w optymalnym składzie.

Komentarze (0)