Indiana przedłużyła swoje szanse w rywalizacji z Chicago Bulls i pokonała faworytów Wschodu przed własną publicznością. Był to pierwszy triumf Pacers w play off od 2006 roku.
- Myślę, że zasługujemy na to, żeby być w tej serii. Żałuję jednak, że jest już 1:3. Powinniśmy mieć lepszy bilans - powiedział Frank Vogel, trener Indiany.
24 punkty uzbierał dla zwycięzców Danny Granger, który w ostatnich sekundach wykorzystał cztery rzuty wolne. Wśród pokonanych 15 oczek i 10 asyst zaliczył Derrick Rose, lider Byków, który w pierwszej kwarcie podkręcił kostkę. Od tego momentu wykorzystał tylko 3 z 16 prób z gry.
Jeszcze na nieco ponad 2 minuty przed końcem spotkania Bulls przegrywali 71:84, lecz dzięki świetnemu finiszowi mogli rozstrzygnąć losy pojedynku na swoją korzyść. Brylował wówczas Joakim Noah, autor 21 punktów i 14 zbiórek.
- To trudna porażka. Nie graliśmy dobrze w pierwszej połowie i nad tym musimy popracować - powiedział Noah. Rywalizacja przenosi się teraz do Chicago, meczu numer pięć we wtorek.
89:84
(23:19, 26:14, 18:23, 22:28)
Indiana: Danny Granger 24 (10 zb), Roy Hibbert 16 (10 zb), A.J. Price 10, Paul George 9, Mike Dunleavy 7, Darren Collison 6, Josh McRoberts 6, Dahntay Jones 5, Tyler Hansbrough 4, Jeff Foster 2, Brandon Rush 0.
Chicago: Joakim Noah 21 (14 zb), Luol Deng 16, Derrick Rose 15 (10 as), Carlos Boozer 15 (13 zb), Kyle Korver 9, Kurt Thomas 4, Ronnie Brewer 2, C.J. Watson 2, Keith Bogans 0, Taj Gibson 0, Omer Asik 0.
Stan rywalizacji: 3:1 dla Chicago
Portland ma swoje wielkie dni. Przegrywając już 0:2 z Dallas potrafili się podnieść, a to co zrobili w sobotni wieczór przejdzie do historii NBA. Blazers odrobili bowiem 23-punktowy deficyt, wygrywając czwartą kwartę aż 35:15! W najnowszej historii ligi tylko dwóm innym zespołom udało się odwrócić losy meczu przegrywając na początku ostatniej odsłony 18 oczkami.
Bohaterem gospodarzy okazał się Brandon Roy, który przez większą cześć sezonu zmagał się z kontuzją i długo nie grał. Lider PTB zdobył 24 punkty w tym 18 w decydującej kwarcie. Jego akcja na 40 sekund przed końcową syreną pozwoliła Blazers odnieść niezwykle cenne zwycięstwo.
- Wciąż nie potrafię uwierzyć, że to prawda. Nigdy wcześniej nie brałem w czymś takim udziału - nie dowierzał Roy tuż po meczu. - To był niesamowity mecz i powrót do gry. To naprawdę coś specjalnego - dodał.
Koszykarze z Oregonu przegrywali już 44:67, lecz w krótkim okresie czasu doprowadzili do stanu 77:70 dla Dallas. W końcówce trafiał już tylko Roy, wcześniej ważne punkty padły łupem LaMarcusa Aldridge'a.
Rywalizacja powraca do Dallas. Mecz numer pięć w poniedziałek.
84:82
(11:16, 24:21, 14:30, 35:15)
Portland: Brandon Roy 24, LaMarcus Aldridge 18, Andre Miller 14, Wesley Matthews 11, Gerald Wallace 10 (11 zb), Nicolas Batum 5, Rudy Fernandez 2, Marcus Camby 0, Chris Johnson 0.
Dallas: Dirk Nowitzki 20, Jason Terry 13, Shawn Marion 12 (11 zb), Jason Kidd 9, DeShawn Stevenson 8, Peja Stojakovic 8, Tyson Chandler 6, J.J. Barea 4, Brendan Haywood 2.
Stan rywalizacji: 2:2
Prowadzenie Niedźwiadków z Ostrogami 2:1 po trzech meczach to największa niespodzianka pierwszej rundy play off. Memphis pokonali najlepszą drużynę Zachodu przed własną publicznością, co było pierwszym triumfem w historii klubu we własnej hali jeśli chodzi o play off.
Zach Randolph uzbierał 25 punktów zaskakując wszystkich celną trójką na 42 sekundy przed końcem meczu. - Myślę, że wszyscy wtedy wstrzymali oddech. To jeden z tych momentów kiedy myślimy: nie, nie, nie, nie, nie, tak tak.
Oprócz Randolpha dobrze zagrał Marc Gasol, który dołożył 17 punktów i dziewięć zbiórek. Dwójka podkoszowych Grizzlies zrobiła różnicę w tym spotkaniu. Spurs, najskuteczniejsza ekipa w rzutach za trzy punkty, zawiodła w tym elemencie - tylko 2/15.
- Cieszę się z tego gdzie jesteśmy. To miłe odnieść zwycięstwo w play off przed swoją własną publicznością. To coś specjalnego, ponieważ kibice chcieli te jedne jedyne zwycięstwo, a nam udało się tego dokonać już w pierwszym podejściu - powiedział Lionel Hollins, trener Grizzlies.
Mecz numer cztery w poniedziałek, ponownie w Memphis.
91:88
(29:20, 23:22, 19:24, 20:22)
Memphis: Zach Randolph 25, Marc Gasol 17, Mike Conley 14, O.J. Mayo 10, Shane Battier 9, Darrell Arthur 9, Sam Young 5, Tony Allen 2, Greivis Vasquez 0.
San Antonio: Manu Ginobili 23, Tony Parker 16, Tim Duncan 13 (11 zb), George Hill 11, Antonio McDyess 8 (10 zb), Matt Bonner 5, Richard Jefferson 4, Gary Neal 4, DeJuan Blair 4.
Stan rywalizacji: 2:1 dla Memphis
O krok od awansu do półfinału play off są koszykarze Oklahomy, którzy nie dokonali tego wyczynu od czasu przenosin z Seattle. Thunder pokonał w sobotę Denver, a do dwójki liderów Duranta i Westbrooka dołączył Serge Ibaka, który z 22 punktami, 16 zbiórkami i czterema blokami okazał się bohaterem meczu.
- Właśnie o to chodzi w tej lidze. Nie można wygrać meczu mając jednego czy dwóch zawodników - przyznał Kevin Durant, który uzbierał 26 oczek. Westbrook dołożył 23 oczka.
W samej końcówce Ibaka trafił kluczowy rzut, po którym Nuggets już nie mieli szans na odwrócenie losów spotkania. - On zrobił różnicę - przyznał Kendrick Perkins, środkowy OKC.
Mecz numer cztery w poniedziałek w Denver.
94:97
(31:26, 18:30, 24:15, 21:26)
Denver: Nene 15 (10 zb), Kenyon Martin 15, J.R. Smith 15, Arron Afflalo 13, Chris Andersen 13, Ty Lawson 8, Danilo Gallinari 6, Raymond Felton 6, Wilson Chandler 3, Al Harrington 0.
Oklahoma: Kevin Durant 26, Russell Westbrook 23, Serge Ibaka 22 (16 zb), James Harden 10, Nick Collison 5, Thabo Sefolosha 4, Daequan Cook 3, Kendrick Perkins 2, Nazr Mohammed 2, Eric Maynor 0.
Stan rywalizacji: 3:0 dla Oklahomy