Wojna o złoto nabiera rumieńców - zapowiedź meczu Asseco Prokom Gdynia - PGE Turów Zgorzelec

Wojna o złoty medal mistrzostw Polski dopiero nabiera rumieńców, wiele jeszcze przed nami. Asseco Prokom wygrało wprawdzie pierwszą bitwę, ale PGE Turów zapowiada wyciągnięcie wniosków i walkę w kolejnym spotkaniu. Zgorzelczanie nie są bez szans na wygraną, wszak w widać ich poczynaniach ogromną determinację i niemałe możliwości, ale czy to wystarczy na obrońców tytułu?

Seria rozpoczęta, ale prawdziwa walka dopiero przed nami. Na inaugurację Asseco Prokom okazało się lepsze, bo dobrze dopasowało się do zmiennego stylu - funkcjonowało na solidnym poziomie i w obronie, i w ataku, czego konsekwencją była przewaga nad PGE Turowem, który okresowo nie radził sobie z naporem przeciwnika.

Obrońcy tytułu mimo wszystko nie zachwycili w pierwszym spotkaniu. Podopieczni Tomasa Pacesasa potrafili objąć bezpieczne prowadzenie, by po chwili samemu się go pozbyć, notując niepotrzebne straty. Gdynianie mieli szczęście, że zgorzelczanie nie poszli za ciosem, chociaż byli już blisko dopadnięcia mistrzów.

- Mamy dużo do poprawienia. W szczególności w pierwszej połowie rywale zebrali sporo piłek na atakowanej tablicy. Druga sprawa to nasza zła skuteczność w rzutach osobistych. Trzecia to natomiast bardzo proste straty, które popełniliśmy prowadząc już szesnastoma punktami. Pozwoliliśmy Turowowi dojść na pięć punktów, co nie może się już powtórzyć. Na pięć posiadań zanotowaliśmy aż cztery straty - przyznał Pacesas.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu na parkiecie pojawiła się gwiazda ligi Qyntel Woods. Amerykanin od początku sprawiał wrażenie lepiej przygotowanego do serii, jego ruchy wreszcie były dynamiczne i stabilne, sprawiał sporo problemów zawodnikom Jacka Winnickiego. Nie był wprawdzie najlepszym strzelcem drużyny, bo lepiej spisał się Daniel Ewing, ale bez wątpienia dał sygnał, że trzeba na niego uważać. Dla PGE Turowa nie jest to dobra wiadomość.

Zielono-czarni w inauguracyjnej potyczce stawiali opór głównie w pierwszej połowie. Mimo przestojów udawało im się przez długi czas utrzymywać korzystny rezultat, ale na drodze do sukcesu stanęły między innymi kłopoty z przewinieniami. Robert Tomaszek i Konrad Wysocki już pod koniec trzeciej kwarty musieli uważać na faule, bo mieli ich na swoim koncie po cztery. Kolejny oznaczał dla nich koniec gry. Niektórzy nawet mieli zastrzeżenia co do pracy sędziów. Chociaż nie nam to oceniać, arbitrzy faktycznie podjęli kilka kontrowersyjnych gwizdków.

Bynajmniej nie oznacza to, że PGE Turów przegrał przez sędziów. Zgorzelczanie przegrali na własne życzenie. Bo w trzeciej kwarcie nie potrafili uporać się z kryzysem w porę, a w kolejnej odsłonie nie wykorzystali prezentu od Asseco Prokomu, który roztrwonił wysokie prowadzenie. Podopiecznym Winnickiego zabrakło sił, być może lepszej dyspozycji rzutowej Toreya Thomasa.

- Może mniej punktów niż zazwyczaj rzucił Torey Thomas, ale na pewno zrekompensował to asystami, których miał aż 10. Przyczyn naszej porażki należy szukać gdzie indziej, a nie w jego skuteczności - powiedział Winnicki.

PGE Turów nie był w stanie dorównać przeciwnikowi w defensywie. O ile jeszcze na początku Asseco Prokom miało z tym problemy, o tyle w ważnych momentach łatwo zdobywało punkty. - Zagraliśmy przyzwoicie w ataku, nieźle spisywaliśmy się również w walce na tablicach, ale fatalnie zaprezentowaliśmy się w obronie. Nie można wygrać z Asecco Prokom, jeśli traci się w kwartach po 27 i 29 punktów - przyznał szkoleniowiec zielono-czarnych.

W sobotę zgorzelczanie zagrali bez kontuzjowanego Marko Brkicia, co zawężyło rotację Winnickiemu.

Przed poniedziałkową konfrontacją wszyscy zastanawiają się, czy przygraniczna drużyna będzie w stanie zmusić rywala do wysiłku, czy doprowadzi do emocjonujących widowisk. Wprawdzie i gracze, i trenerzy gości zapowiadali wyciągnięcie wniosków z porażki, ale czy przekują to na parkiecie? Gdynianie mają sporo atutów, dysponują większym doświadczeniem, niemniej jednak tworzą najsłabszy team od lat.

Początek drugiego spotkania finału Tauron Basket Ligi w poniedziałek, 10 maja o godz. 18. Transmisja w TVP Sport.

Źródło artykułu: