Dariusz Kaszowski: Największy sukces w historii klubu

Sezon 2010/2011 w historii swojego klubu łańcucianie zapisali złotymi zgłoskami. O półfinale, walce o trzecie miejsce oraz największym sukcesie Sokoła opowiedział portalowi SportoweFakty.pl Dariusz Kaszowski, który poprowadził dwunastu koszykarzy drogą do najniższego stopnia pierwszoligowego podium.

Olga Krzysztofik
Olga Krzysztofik
Zeszłoroczne rozgrywki zakończyły się dla Sokoła na rywalizacji w ćwierćfinale. Kosmetyczne zmiany w składzie połączone z doświadczeniem zaprocentowały podczas sezonu 2010/2011, gdy łańcucianie z małym potknięciem pokonali w ćwierćfinale Sportino, a w półfinale trafili na Politechnikę Warszawską, czyli bezsprzecznego faworyta do awansu do TBL. Głosy w koszykarskim środowisku jasno mówiły, że Sokół nie ma najmniejszych szans w starciu ze stołecznymi Akademikami, którzy ostatecznie wywalczyli miejsce w ekstraklasie, wygrywając rywalizację 3:0. Wielu sugerowało, że łańcucianie mogli od razu nastawić się na walkę o trzecią pozycję, jednak Dariusz Kaszowski rozwiał wszelkie spekulacje na ten temat. - Nie poddaliśmy się przed rywalizacją z Politechniką. Walczyliśmy jak tylko mogliśmy. Może nieskromnie powiem, ale uważam, że zasłużyliśmy chociaż na jedną wygraną w meczu w Warszawie. Skończyło jak się skończyło, Akademicy udowodnili, że przez cały sezon zasłużyli sobie na awans - zaznaczył trener Sokoła. Po przegranym półfinale łańcucianie mogli chwilę odpocząć, ale tylko by poznać swojego przeciwnika w walce o brązowe medale. Rywalem okazał się MKS Dąbrowa Górnicza, który miał doświadczenie z zeszłorocznych rozgrywek, gdy również grał o trzecie miejsce. Mimo to medale powędrowały na szyje koszykarzy i trenerów Sokoła. - Potem przyszło nam mierzyć się z MKS-em Dąbrowa Górnicza. Cieszę się, że udało nam się wywalczyć trzecie miejsce. Jest to najlepszy wynik w historii łańcuckiego klubu, więc jak najbardziej cieszymy się z tego wygranego dwumeczu. Chciałbym podziękować wszystkim zawodnikom, zarządowi, sponsorom i naszym wiernym kibicom, bo wszyscy dołożyli swoją ciegiełkę do końcowego sukcesu - podkreślił.
Dariusz Kaszowski poprowadził Sokoła do największego sukcesu w jego historii
Dąbrowianie przegrali walkę o TBL na własne życzenie, prowadzili bowiem 2:0, a po przebudzeniu się ŁKS-u Łódź musieli uznać jego wyższość i polec 2:3. Po ostatnim meczu schodzili do szatni bardzo wolno z głowami zwieszonymi bardzo nisko. Krótka przerwa między tym spotkaniem a pierwszym pojedynkiem o brąz nie działała na ich korzyść. Mimo zapewnień z tyłu głów koszykarzy czy trenerów na pewno były obecne myśli dotyczące półfinału, który nie ułożył się po ich myśli. - Nie mnie oceniać psychiczne podejście zawodników MKS-u do tej rywalizacji, od tego jest ich sztab szkoleniowy - powiedział, lecz od razu kontynuował. - Na pewno miało to na nich jakiś mały wpływ. Ich celem nie była walka o trzecie miejsce, tylko o awans. My się cieszymy z zajęcia najniższego stopnia na podium. Nie mnie oceniać tę sytuację w dąbrowskich szeregach, ale na pewno pomógł nam fakt, że nasi rywale rozegrali pięć spotkań półfinałowych, a my tylko trzy, więc ta przewaga fizyczna była po naszej stronie - wyjaśnił Dariusz Kaszowski.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×