W międzyczasie zastanawialiśmy się, jaki zespół był w stanie wygrać w podobnej sytuacji, a niektórzy z Was nawet pamiętają z polskiej telewizji finały 1994 roku i pierwszy tytuł Houston Rockets (pierwsze pięć spotkań ułożyło się podobnie jak w tegorocznym finale; jednak finisz był inny).
Po 103 spotkaniach całego sezonu zasadniczego i play offs nieco podobnie jak wyżej wymienieni Rockets za sprawą swojego lidera, Dallas Mavericks zostali kolejnym, nowym dla ligi klubem z tytułem w rękach. Wielka Trójka nie dała rady i przegrała z zespołową koszykówką. O ile największymi wygranymi tych meczów okazali się Jason Kidd (w jego przypadku potwierdziło się hasło do trzech razy sztuka) i Dirk Nowitzki (jak powiedział w nocy David Stern - raz NBA All Star MVP, raz MVP sezonu zasadniczego, a teraz pierwszy raz Mistrz i nowy MVP finałów), o tyle za wielkich przegranych mamy LeBrona Jamesa (ze średniej 27 pkt w sezonie spadł do najniższej różnicy w historii NBA Finals i 17,8 pkt) oraz bardzo nierówno grającego Chrisa Bosha.
Nie spisał się również młody trener Heat Erik Spoelstra, który nie zaskoczył niczym nowym Ricka Carlisle, a zdecydował się forsować zagrywki głównie pod swoich liderów (wielu z nas w redakcji uważa, że Pat Riley mógł przejąć ekipę w trakcie rozgrywek i na pewno byłoby to z korzyścią dla drużyny, mając większy respekt u graczy). Defensywa Heat nie znalazła złotej recepty na niemieckiego skrzydłowego, super szybkiego Portorykańczyka i przyszłego następcę Kidda czy latającego JET’a - wrzucającego regularnie kilka trójek do kosza rywali (to Jason Terry był najlepszym graczem dwóch ostatnich spotkań finałów).
Należy również pochwalić Marka Cubana, który latami uczył się pokory, a także cierpliwości w budowaniu mistrzowskiej ekipy ( w międzyczasie zmieniał trenerów od Dona Nelsona przez Avery’ego Johnsona). Najpierw ściągnął Jasona Kidda, (potem miał być Marcin Gortat ), następnie Shawna Mariona, Carona Butlera i w końcu Tysona Chandlera, a w opcji last minute Peję Stojakovicia. Wiecie, co jeszcze jest ciekawe, że gdy w 2010 oddawał do Washingtonu Josha Howarda i Drew Goodena, to jego celami numer jeden byli Caron Butler i Brendan Haywood. Kto okazał się czarnym koniem i super zadaniowcem przy okazji tego trade’u? DeShawn Stevenson czyli człowiek, który zatrzymywał LeBrona.. a Haywood i Butler w tym czasie siedzieli z kontuzjami na ławce.
Wygrała koszykówka zespołowa z Jasonem Kiddem w roli głównej (to on był pomysłodawcą i doradcą Cubana przy sprowadzeniu Matrixa, Butlera i Chandlera), który okazał się takim Clydem Drexlerem tych finałów (nawiązując do drugiego tytułu Rakiet z ‘95). Dostawał piłkę w ważnych momentach, odpowiednio ustawiał swoim partnerów, kierując grę w stronę kluczowego gracza tj. Nowitzkiego. Cudowne Dziecko koszykówki (Whizz Kidd) po dwóch wcześniejszych, nieudanych swoich podejściach z NBA Finals (przeciwko Lakers i Spurs, w barwach Nets) potrafiło oddać kluczowe rzuty, które w sezonie zasadniczym wychodziły mu najsłabiej (najniższa średnia punktowa i skuteczność od lat). O Kiddzie trzeba powiedzieć jeszcze jedno ważne zdanie - mistrz improwizacji (pamiętacie mecz numer 2?)
Osobna sprawa i historia to WunderDirk i jego Weltklasse. Upodobnił się nieco do Jordana i wyciągnął coś najlepszego z historii NBA, grając z gorączką przeciwko Gorączce (Heat to również znaczenie tego słowa). Trafiał seriami, jak z automatu, a nawet jak się zaciął nam w niedzielę na 24 minuty to znalazł sposób by wrócić do swojego wysokiego poziomu (lepiej sobie poradził niż LeBron James).
Wielcy rezerwowi (czyli coś czego zabrakło Żarowi). Jason Terry – laureat wyróżnienia dla najlepszego rezerwowego znów pokazał swój instynkt zabójcy - tak jak w seriach z Lakers i Thunder. J.J.Barea - ktoś pomiędzy Stevem Nashem i Jasonem Kiddem, gracz, który uczynił różnicę w tej serii, od momentu, kiedy do piątki wstawił go trener Carlisle. Kluczowe akcje w tym podczas dwóch ostatnich spotkaniach, również należały do niego. Portorykańczyk dawał zespołowi wielką energię. W końcu Brian Cardinal, zawodnik, który nigdy tak naprawdę nie zaistniał w NBA, a po niedzielnym finale może powiedzieć, ja mam tytuł, a LeBron nie..
Na koniec nieco o Heat. Po słynnej decyzji Jamesa o przejściu do Heat miałem sporo wątpliwości czy ta misja uda się w pierwszym sezonie. Dziś możemy powiedzieć - prawie się udało - Żar zagrał w finale i był naprawdę blisko. Gdyby nie kontuzje Millera, Haslema, Wade’a czy Illgauskasa..to może dziś King James byłby w koronie?! Jednak w sporcie trzeba się z urazami liczyć (Mavs grali bez kluczowego Butlera).
Na pewno ekipa z Florydy ma potencjał by stać się mistrzem, jednak konkurencja rośnie z każdym dniem (Bulls czy Thunder) zwłaszcza, iż inne ekipy będą miały możliwość wzmocnień w składzie i dokooptowania wartościowych graczy, za niemałe pieniądze. Ważną częścią - co pokazały te finały - są rezerwowi. Jednak w drużynie Spoelstry nie okazali się oni tak ważni jak choćby w Mavs. Mike Miller (nie doszedł do siebie po kontuzji), Eddie House, James Jones, Jamal Magloire czy Juwan Howard to nie są gracze, którzy mocno i należycie wsparli swoich liderów. Może z winy trenera, który za bardzo polegał na swoich starterach?
Reszta porażki rozgrywała się najbardziej w głowie dwukrotnego MVP ligi Jamesa i to on dziś jest największym przegranym tych finałów - obok takich gwiazd jak Barkley, Ewing, Malone i Miller. Czy pewnego dnia okaże się Jasonem Kiddem lub Clydem Drexlerem, którzy wygrali swoją szansę?
Autor: Woy / enbiej.pl