Przed dwunastoma laty magia katowickiego Spodka okazała się szczęśliwa dla polskich koszykarek. Teraz biało-czerwone wracają do tej hali, żeby rozpocząć bój o tytuł najlepszego zespołu Starego Kontynentu. Sytuacja jest mocno zbliżona do tej z 1999 roku. Wtedy też nikt nie dawał polskim koszykarkom wielkich szans na sukces. Teraz jest podobnie, ale one same wierzą w dobry wynik.
- Tych emocji nie da się zapomnieć. Nie da się o nich także opowiedzieć, to trzeba przeżyć. Życzę takich wzruszeń obecnym kadrowiczkom. Trzymam za nie kciuki i czekam na dziewczyny w Łodzi - powiedziała przed tegorocznym EuroBasketem dla PAP Elżbieta Trześniewska, która jest dyrektorem lokalnego komitetu organizacyjnego ME w Łodzi.
Polki do faworytek nie należą, ale mają swoje ambicje. Nasze koszykarki chcą zapewnić sobie udział w przyszłorocznych Igrzyskach Olimpijskich, a to gwarantuje miejsce w pierwszej piątce. - Wierzę, że cała nasza drużyna nie myśli wyłącznie o wyjściu z grupy, bo to tylko cel podstawowy. Najważniejsze, by znaleźć się w czołowej piątce turnieju, gdyż to stwarza możliwość walki o igrzyska w Londynie. Piąte miejsce jest w naszym zasięgu - ocenia Ewelina Kobryn, kreowana na liderkę polskiej reprezentacji.
Już w grupie na Polskę czeka rywalizacja z Niemkami, Czarnogórkami oraz jednymi z głównych kandydatek do końcowego triumfu, czyli Hiszpankami. Kto z innych zespołów upatrywany jest do świętowania mistrzostwa Europy 3 lipca w łódzkiej Atlas Arenie? Wielkie nadzieje wiążą ze swoim występem reprezentantki Francji, czyli ekipa, która na polskiej ziemi będzie broniła wywalczonego przed dwoma laty tytułu. Mocne będą tradycyjnie Rosjanki, chociaż w ich składzie zabraknie naturalizowanych Amerykanek. Uwagę zwraca również reprezentacja Czech, czyli aktualnych wicemistrzyń świata. Tutaj jednak również nie można mówić o optymalnym składzie, bowiem w Polsce zabraknie Hanny Horakovej.
Polki wierzą w swoje umiejętności i wsparcie fanów. Czy to zaprowadzi ich na szczyt?
Sport, a tym bardziej w wykonaniu kobiet, bywa nieprzewidywalny i niespodzianki zdarzają się tutaj częściej, niż rzadziej. Na to liczą wszyscy sympatyzujący z polskimi koszykarkami. W 1999 roku celem biało-czerwonych był identyczny, jak teraz - czyli miejsce dające grę w Igrzyskach Olimpijskich. Wszystko zakończyło się wtedy wielkim sukcesem przy obecności 11 tysięcy fanów w katowickim Spodku. Czy teraz jest szansa, że na trybunach zasiądzie tylu fanów? - Brakuje zainteresowania turniejem. PZKosz nas nie rozpieszcza, czemu dałyśmy wyraz w specjalnym piśmie. Zapominamy jednak o nieporozumieniach, bo teraz liczy się tylko wynik - powiedziała Przeglądowi Sportowemu Justyna Żurowska.
Nastroje są bojowe, a i wiara w realizację turnieju, pomimo tylu problemów kadrowych, jest ogromna. O tym jednak, kogo w kadrze nie będzie, zawodniczki wiedziały od początku przygotowań i zdołały się już oswoić do braków. Te jednak, które w kadrze są, wcale nie zamierzają patrzeć na braki, bowiem są pewne swojej wartości. To budujące. - Na pewno każda z nas marzy, żeby zagrać na Igrzyskach Olimpijskich, więc musimy zakończyć turniej w pierwszej piątce i na pewno każda z nas da z siebie wszystko, żeby tak się stało. Na pewno nie będzie łatwo, a każdy mecz będzie o wszystko - zapewnia jedna z tych, na barkach której spoczywać będzie zdobywanie punktów, czyli Elżbieta Mowlik.
Polki postawiły sobie również za honor dobrze zagrać dla Małgorzaty Dydek. "Ptyś" z pewnością łączy oba turnieje o mistrzostwo Europy, które odbyły się na polskiej ziemi. W 1999 roku nasza wybitna koszykarka była jedną z autorek złotych medali, teraz już na wszystko spojrzy z góry, i to nie z pułapu 213 centymetrów ponad ziemią, ale ze zdecydowanie wyższej odległości. To dla niej biało-czerwone chcą zrobić na Women EuroBasket wynik, którego nie powstydzą się przed nikim, a wszystkim niedowiarkom, po prostu zamkną usta...