Mam być liderem - wywiad z Brianem Gilmore'm, skrzydłowym Polpharmy Starogard Gdański

W zeszłym sezonie był tylko jednym z rezerwowych Polpharmy Starogard Gdański. W przyszłym ma być kluczowym koszykarzem zespołu. - Trener Zoran Sretenović powiedział mi, że nadal widzi dla mnie miejsce w zespole i dodatkowo chce mi jeszcze zwiększyć rolę, jaką miałbym w nim odgrywać. Mam być mentalnym liderem na parkiecie i w szatni - mówi w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl Brian Gilmore, nowy-stary skrzydłowy starogardzkiego klubu.

Michał Fałkowski: Na początku powiedz proszę, czego nauczył cię poprzedni sezon?

Brian Gilmore: Poprzednie rozgrywki nauczyły mnie wielu rzeczy, ale przede wszystkim przypomniały mi, że koszykówka to sport zespołowy i nie masz prawa myśleć o wygranych, gdy bazujesz na jednostkach. Kiedy graliśmy kolektywnie i niesamolubnie, byliśmy naprawdę w najlepszej formie... Sezon w Polsce nauczył mnie także tego, że TBL to wcale nie jest słaba liga, jak mówiło mi wielu ludzi przed moim przyjazdem do waszego kraju. Uważam też, że żeby zaprezentować się dobrze w tej lidze musisz pasować do niej i do planu, który ma twój trener. Moją rolą w ostatnich rozgrywkach była solidna obrona i zdobywanie punktów z czystych pozycji. Generalnie czułem, że grałem nieźle i ciągle miałem nadzieję na jeszcze większy udział w ofensywie mojego zespołu.

Sezon spędzony w Polpharmie to także dobra lekcja pokory - słaby początek, potem fantastyczna seria zwycięstw, zwycięstwo w Pucharze Polski i ostatecznie rozczarowujący koniec...

- Ja jestem zawsze pokorny i wdzięczny Stwórcy za talent, którym mnie obdarzył. Rywalizacja w Polsce była zdecydowanie bardziej wymagająca niż ta, której doświadczyłem w Szwajcarii i generalnie dobrze mi się grało w waszym kraju. Czułem, i nadal czuję, że mam predyspozycje by być jednym z najlepszych koszykarzy nie tylko w Polpharmie, ale i całej lidze. Nie można patrzeć na zawodnika tylko pod kątem tego ile punktów zdobywa - trzeba zajrzeć głębiej i dojrzeć to, czy robi to, co każe mu jego trener. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie moja rola w drużynie zwiększy się ponieważ trener zna mój styl i poziom.

O tym będzie jeszcze okazja porozmawiać. Na razie jednak podsumujmy nieco poprzedni sezon. Dlaczego było tyle wzlotów i upadków? W pewnym momencie wygrana w Pucharze Polski, a potem dołek przez kilka meczów...

- Z różnych przyczyn zupełnie nie umieliśmy wygrywać na początku sezonu. Kiedy trener Zoran Sretenović objął stery, złapaliśmy jakby wiatr w żagle i zaczęliśmy grać jak zespół, odnosząc same sukcesy. Niestety szczyt formy osiągnęliśmy zbyt szybko a inne drużyny nauczyły się jak trzeba z nami grać. Przegraliśmy pięć meczów z rzędu, w tym dwa po dogrywce i dwa, których losy decydowały się w ostatniej minucie. Cóż, taki jest sport. Myślę jednak, że po naszej fantastycznej serii w postaci kilku wcześniejszych zwycięstw i wygranej w Pucharze Polski, niektórzy zawodnicy stracili nieco motywację do dalszej gry...

O kim mowa?

- Tego nie mogę powiedzieć, bo to w dalszym ciągu moi koledzy. Nie chcę nikogo obrażać. To przecież zdarza się wielu graczom, że po serii wygranych tracą gdzieś wcześniejszą zawziętość...

Przejdźmy zatem do spraw obecnych - dlaczego przedłużyłeś umowę z Polpharmą?

- Powód właściwie był tylko jeden. Po minionym sezonie trener Sretenović powiedział mi, że nadal widzi dla mnie miejsce w zespole i dodatkowo chce mi jeszcze zwiększyć rolę, jaką miałbym w nim odgrywać. Tyle mi wystarczyło, nie miałem właściwie żadnych problemów z podjęciem decyzji. To bardzo ważne jest grać pod okiem trenera, który cię zna, zna twój styl i ufa ci w każdym calu. Także ogółem to trener był powodem, dla którego postanowiłem zostać w Starogardzie Gdańskim, choć pomniejszych przyczyn było jeszcze kilka. Na przykład samo miasto wspominam bardzo dobrze.

Z poprzedniego składu zostałeś ty, Michael Hicks i Adam Metelski. Jak myślisz dlaczego tylko wasza trójka prolongowała kontrakty? Mogłoby się wydawać, że zeszłoroczny skład, z drobnymi, kosmetycznymi jedynie zmianami, jest w stanie bić się o czołowe miejsca w TBL.

- Może i tak, ale w Europie zdecydowana większość klubów zmienia swój kształt z roku na rok. Jakkolwiek ja mogę sobie uważać, że dobrze by było, gdyby kilku innych koszykarzy zostało w Starogardzie Gdańskim, i to zarówno byłoby dobrze dla nich samych, jak i dla klubu, to jest tylko moja opinia. Tak naprawdę każdy robi to, co w danej chwili uważa za słuszne dla swojej kariery. To że inni zawodnicy, na przykład Kamil (Chanas - przyp. M.F.) czy Skiba (Robert Skibniewski), uznali, iż chcą spróbować swoich sił gdzieś indziej, trzeba po prostu uszanować. Mogę mieć tylko nadzieję, że nowa ekipa będzie tak samo zgrana na parkiecie i poza nim, jak stara.

Czego oczekujesz po kolejnym sezonie spędzonym w barwach Polpharmy?

- Mam nadzieję, że nadal będziemy jednym z czołowych klubów w Polsce, z tą różnicą, że teraz uda nam się zagrać bardziej stabilny sezon i ostatecznie wylądujemy na miejscu wyższym, niż to miało miejsce w rozgrywkach 2010/2011. Marzyłby mi się medal...

Wspomniałeś o tym, że trener Zoran Sretenović przewidział dla ciebie zdecydowanie inną rolę w kolejnym sezonie. Możesz zdradzić jakieś szczegóły?

- Niestety nic więcej nie mogę powiedzieć z prostej przyczyny... Trener i ja rozmawialiśmy bardzo lakonicznie. To było zaraz po zakończonym sezonie, każdy spieszył się by wrócić do swoich rodzin, każdy żegnał się z każdym... Trener powiedział mi tylko bym szykował się na kolejny sezon w Starogardzie Gdańskim w nieco odmiennej roli. W roli takiego mentalnego lidera zespołu, który nie boi się wziąć sprawy w swoje ręce na parkiecie, a także w szatni. Na większą rozmowę jesteśmy z trenerem umówieni w sierpniu.

To zdecydowana zmiana w porównaniu z poprzednim sezonem, kiedy przez wielu ekspertów uznawany byłeś za jednego z najbardziej niedocenianych koszykarzy ligi, wszak większość meczów zaczynałeś z ławki. Skąd taka zmiana w oczach trenera?

- Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie chciałem rozpoczynać meczów od pierwszej minuty. Nigdy nie wierzę zawodnikom, którzy mówią, że bez problemu mogą zaczynać mecze z ławki. Wierzę, że moje umiejętności, talent, podejście do gry, waleczność i cechy lidera, to wszystko razem sprawia, że zasługuję na miejsce w pierwszej piątce. W zeszłym sezonie trener uparcie jednak widział we mnie gracza rezerwowego i ja to szanowałem, nawet jeśli się nie zgadzałem. Koszykówka to moja pasja, ale też praca, a w pracy nie zawsze robi się to, co by się chciało. Mimo wszystko więc starałem się robić wszystko to, czego wymagał ode mnie trener i myślę, że właśnie takie nastawienie do treningów i spotkań wpłynęło na fakt, że szkoleniowiec zmienił opinię o mnie. W przyszłym sezonie postaram się pokazać mu, że nie było w tym nic pochopnego i miał całkowitą rację.

Sezon 2011/2012 rozpocznie się za trzy miesiące. Czym więc zajmujesz się obecnie?

- Póki co, przede wszystkim relaksowałem się i pozwalałem mojemu ciało zregenerować się po trudach całego sezonu. Trochę ćwiczyłem, trochę grałem w różnego rodzaju sporty, na przykład siatkówkę plażową i piłkę nożną. Ćwiczyłem koordynację oko-ręka i pracowałem nad szybkością stóp. W ostatnim miesiącu dołożyłem do tego podnoszenie ciężarów i treningi typowo koszykarskie, głównie kondycyjne. Chcę być dobrze przygotowany do okresu przygotowawczego.

Kiedy zatem pojawisz się w Polsce?

- Myślę, że w przeciągu miesiąca. W tym roku na pewno lepiej przygotuję się do zimnego klimatu, jaki u was panuje w trakcie sezonu (śmiech).

Źródło artykułu: