Ostatnio w Europie jest dość zaskakująca moda na kupowanie graczy z NBA. Czy jednak to podnosi poziom lig na Starym Kontynencie oraz Euroligi? To chyba najistotniejsze pytanie. Już w ubiegłym roku było niezwykle interesująco. W szczególności Grecja zasłynęła jako jeden z największych importerów graczy z najsilniejszej ligi świata. Czy jednak wpłynęło to na lepsze wyniki? Nie! Wręcz przeciwnie Panathinaikos Ateny nie awansował nawet do Elite Eight bowiem lepsza była ekipa Montepaschi Sieny oraz...Partizana Belgrad. Także Olympiakos Pireus nie zaszedł daleko, gdyż przegrał walkę o Final Four z CSKA Moskwa.
Niespełna 12 miesięcy temu do Panathinaikosu Ateny dołączyli Vassilis Spanoulis, Sarunas Jasikevicius. Trzeba przyznać, że zarówno Grek jak i Litwin byli silnymi punktami swojego zespołu. Również Olympiakos Pireus wydał sporo pieniędzy na Lynna Greera (mającego nawet w dorobku występy w Śląsku Wrocław), Qyntela Woodsa oraz Marca Jacksona. Ale czy takich koszykarzy nie ma więcej? Bez wahania mogę podać przykład Jaki Lakovicia, J.R. Holdena, Terrella McIntyre'a i wielu, wielu innych. Czym oni się różnią wspomnianych wcześniej graczy Panathinaikosu i Olympiakosu? Tylko tym, że nie zagrali w NBA, a co za tym idzie nie mają tak wielkiej wartości rynkowej. Możliwości mają jednak takie same, tylko trzeba umieć wykrzesać z nich cały potencjał.
Ten rok jest jednak jeszcze bardziej specyficzny. Coraz więcej klubów, w szczególnie te znad Morza Śródziemnego chcą mieć w swoim składzie gwiazdy. Kto jest obecnie gwiazdą na Starym Kontynencie? Koszykarz, który ma na swoim koncie występy w NBA. W końcu gra za oceanem jest uważana za olbrzymi zaszczyt, w szczególności dla tych, którzy musieli się o angaż w najsilniejszej lidze świata starać, poprzez znakomite występy w Europie. I tutaj można podać przykład Juana Carlosa Navarro. 28-letni rzucający obrońca występował w zespole Barcelony i był wręcz ikoną tej drużyny. Jednak w ubiegłym roku przeszedł do Memphis Grizzlies. La Bomba (taki przydomek ma ten zawodnik) pokazał, że jest w stanie grać solidnie również w Stanach Zjednoczonych.
Jednak włodarze Barcelony tak chcieli mieć w swoim zespole tego gracza, że teraz Navarro będzie zarabiał aż 3 miliony euro za sezon przez pięć lat. Czy ta kwota nie jest wręcz kosmiczna? Za takie pieniądze spokojnie można zatrudnić 2-3 bardzo solidnych koszykarzy. Ostatnio bardzo głośno zrobiło się o Jorge'u Garbajosie. Koszykarz ten rok temu doznał kontuzji, ale chciał wziąć udział w Eurobaskecie w Hiszpanii. Klub mu na to pozwolił, ale miesiąc po ME uraz się odnowił i gracz ten praktycznie nie pojawił się na parkietach NBA w minionym sezonie.
Jednak co z tego skoro w swojej karierze ma wpisane występy w zespole Toronto Raptors. Włodarze wielu czołowych klubów w Europie - CSKA Moskwa, Barcelona, Real oraz Unicaja proponowały mu prawie 2 miliony euro za sezon. A przecież ten zawodnik jest po kontuzji. Na dodatek to nie był leciutki uraz, wręcz przeciwnie. Można więc stwierdzić, że dla trenerów, włodarzy nie liczy się nic prócz tego, że grał w NBA.
Kilka dni temu 3-letnią umowę z Chimki Moskwa parafował Carlos Delfino. Koszykarz ten według niektórych (bajecznych) źródeł ma zarobić 30 milionów dolarów! Inne zaś podają, że będzie to nieco ponad 14 milionów. W każdym razie są to kwoty, które coraz bardziej sprawiają, że zaczynam wierzyć, że Euroliga to NBA. Przekonują o tym nie tylko transfery, ale choćby i zmiany w przepisach, które są coraz bliższe basketowi uprawianemu za oceanem.
Jeśli w Europie nadal zachowa się tendencja do kupowania zawodników z NBA to za parę lat LeBron James nie będzie patrzył czy oferta jest z USA, czy z Europy tylko spyta: Kto da więcej?