Jeremy Simmons: To zwycięstwo da nam wielką pewność siebie

Choć pierwsze skrzypce grali Michael Hicks i Ivan Koljević, bardzo ważnym graczem rotacji Polpharmy Starogard Gdański w Superpucharowym starciu z Asseco Prokomem Gdynia okazał się Jeremy Simmons. Amerykanin zawzięcie walczył na tablicach i ostatecznie zakończył mecz jako trzeci strzelec zespołu. A po meczu stwierdził, że ten sukces to jedno z jego największych osiągnięć w karierze.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Trener Zoran Sretenović zaskoczył nieco ustawieniem w meczu o Superpuchar Polski, gdyż do pierwszej piątki nie desygnował Briana Gilmore’a, stawiając tym samym na szybką grę na obwodzie - jedynym wysokim zawodnikiem w ekipie był więc mierzący 203 cm wzrostu, niedoświadczony Jeremy Simmons. Wybór na pierwszy rzut oka dziwny, wszak Amerykanin za przeciwników miał przecież reprezentacyjny duet z Gdyni: Adama Hrycaniuka i jego imiennika Łapetę.

Jak się jednak okazało, żaden ze środkowych Asseco Prokomu krzywdy Simmonsowi nie zrobił, a co więcej - to oni raczej mieli z nim problemy w obronie. Amerykanin już kilka tygodni temu mówił, że potrafi wykorzystać swoje walory w postaci wyskoku i tężyzny fizycznej, a w poniedziałkowym starciu udowodnił, że nie były to słowa rzucane na wiatr.

Już po pięciu minutach spotkania 22-latek miał na swoim koncie cztery punkty, trzy zbiórki oraz blok i obok Ivana Koljevicia należał do wyróżniających się koszykarzy. - Od początku grało mi się wyjątkowo - fani zrobili wspaniałą oprawę i już na rozgrzewce czułem, że adrenalina mocno mi podskakuje. Stąd tak dobrze wszedłem w mecz - komentuje koszykarz, a przypływ jego adrenaliny było widać chociażby po tym, że każdą akcję próbował kończyć dynamicznym wsadem.

Polpharma bardzo skutecznie rozpoczęła pojedynek i choć gdynianie szybko znaleźli swój rytm, do przerwy to gospodarze wygrywali 34:28, zaś po trzeciej kwarcie na tablicy widniał wynik 52:48. W czwartej odsłonie rozgorzała więc twarda walka kosz za kosz, a Amerykanin siedział na ławce rezerwowych. Do czasu... Było 56 sekund do końca spotkania, gdy trener Sretenović ponownie wpuścił na parkiet swojego centra, a ten odpłacił się wszystkim, co najlepsze. Najpierw zablokował Jerela Blassingame’a, a na 21 sekund przed ostatnią syreną trafił za dwa będąc jeszcze faulowanym. I choć spudłował rzut wolny, w końcówce meczu szczęście uśmiechnęło się do starogardzian, którzy wygrali mecz 79:78.

- Ten mecz to jedno z najważniejszych i najpiękniejszych wydarzeń, których doświadczyłem w swojej karierze sportowca. Co więcej, to mój pierwszy profesjonalny tytuł, więc zawsze będę wspominał go niezwykle miło - mówi Simmons, zapytany o wrażenia dotyczące nieoczekiwanego zwycięstwa nad mistrzem Polski, i dodaje po chwili - Trochę już jestem w waszym kraju i wiem, że Asseco to najlepsza drużyna. Powiem szczerze - wyjść na parkiet, walczyć z mistrzem i pokonać go w takich okolicznościach to jest to, o czym każdy sportowiec marzy.

Emocje po poniedziałkowym sukcesie nie zdążyły jeszcze opaść, lecz dla Zorana Sretenovicia i jego koszykarzy ten mecz to przeszłość. Kolejne zadanie czeka bowiem już w sobotę w Koszalinie z miejscowym AZS. - Dla wszystkich drużyn sezon zaczyna się w weekend, ale my już mecz o Superpuchar traktowaliśmy jako rozpoczęcie rozgrywek. Dlatego dla nas ten sezon już się zaczął i to zaczął się po prostu fantastycznie. Myślę, że na bazie tego sukcesu możemy zbudować coś wielkiego, a swoją formę potwierdzimy już w najbliższym meczu - wyjaśnia amerykański podkoszowiec.

Zapytany o to, czy ten sukces nie przesłoni "Farmaceutom" mankamentów, nad którymi trzeba jeszcze popracować, Simmons odpowiada bez wahania. - Braki w naszej grze są i to jest oczywiste. Nie ma w tej chwili drużyn w Polsce, które funkcjonowałyby bez problemów. Myślę jednak, że to zwycięstwo da nam takiego pozytywnego kopa i do następnych meczów podejdziemy z wielką wiarą we własne umiejętności i pewnością siebie. A to przecież połowa sukcesu - kończy swoją wypowiedź zawodnik Polpharmy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×