Nawet koszykarze Łódzkiego Klubu Sportowego nie spodziewali się, że mogą tak znakomicie rozpocząć swoją przygodę z ekstraklasą. Dla większości z nich, sobotnia potyczka była bowiem debiutem w najwyższej klasie rozgrywkowej, a przeciwnikiem jeden z kandydatów do mistrzostwa - słynny Anwil Włocławek.
- Muszę szczerze przyznać, że nie do końca wierzyliśmy w zwycięstwo nad Anwilem. Chcieliśmy po prostu wyjść na parkiet, dać z siebie wszystko i zagrać najlepiej jak potrafimy. Na boisku nie było jednak strachu, że naprzeciwko grają gwiazdy czy też reprezentanci Polski, zwyciężyliśmy i jesteśmy teraz szczęśliwi - ujawnił po meczu koszykarz ŁKS-u Bartłomiej Szczepaniak.
Od pierwszych minut gospodarze grali bez żadnego respektu dla utytułowanego przeciwnika. Gdy tylko gracze obwodowi dostawali trochę miejsca od obrońców Anwilu, trafiali za 3 punkty, w czym głównie lubowali się Szczepaniak i Jermaine Mallett. Ten ostatni zasłużył zresztą na miano najlepszego koszykarza sobotniej potyczki - radził sobie świetnie zarówno pod tablicami, w półdystansie, jak i na obwodzie i był zdecydowanie najwszechstronniejszą i najefektywniejszą postacią na boisku.
Działacze ŁKS-u po wywalczeniu awansu do Tauron Basket Ligi nie zdecydowali się na przebudowę składu. Do kadry dołączyło jedynie trzech graczy zza Oceanu, a inauguracyjne spotkanie TBL pokazało, że transfery, choć nieliczne, to były przemyślane i powinny być przysłowiowymi strzałami w dziesiątkę. Wszyscy trzej Amerykanie wprowadzili sporo do zespołu, a jeśli do tego dodamy bardzo dobrą postawę Polaków, to kibice ŁKS-u mogą być po pierwszym meczu dumni ze swoich ulubieńców.
Po 20 minutach gry, na tablicy widniał wynik 50:44 dla gospodarzy, choć ich prowadzenie mogło być zdecydowanie wyższe. Widać jednak, że łodzianom brak jeszcze doświadczenia i fragmenty świetnej gry przeplatali chwilowymi przestojami, seryjnie traconymi punktami, albo prostymi stratami i faulami. 15-minutowa przerwa nie pomogła Anwilowi i po powrocie na parkiet, przewaga ŁKS-u była jeszcze wyraźniejsza. Zupełnie nie radzili sobie niscy gracze w kadrze trenera Emira Mutapcicia. Krzysztofowi Szubardze i Dardanowi Berishy pod koniec spotkania zaczęły puszczać nerwy, gdyż nie byli w stanie pokierować grą swojego zespołu. Pod koszami było bardziej wyrównanie, ale Kirk Archibeque zaliczył aż 14 zbiórek i tutaj także inicjatywy nie mogli przejąć goście.
Pod koniec trzeciej i na początku czwartej odsłony, przewaga gospodarzy urosła do kilkunastu "oczek" i Anwil nie był w stanie już odwrócić losów meczu, a co za tym idzie - sensacja w inauguracyjnym meczu Tauron Basket Ligi stała się faktem.
Na uwagę zasługują także fani ŁKS-u, którzy w liczbie ok. 6 tysięcy zasiedli na trybunach Atlas Areny i głośnym dopingiem wspomagali swój zespół, pokazując, że po 30 latach od ostatnich występów łodzian w w najwyższej klasie rozgrywkowej, głód basketu jest w Mieście Włókniarzy ogromny.
ŁKS Łódź - Anwil Włocławek 89:71 (28:20, 22:24, 16:12, 23:15)
ŁKS Łódź: Mallett 26, Szczepaniak 14, Archibeque 12, Dłuski 9, Kalinowski 9, Holmes 7, Salamonik 5, Trepka 4, Sulima 3, Kenig 0.
Anwil Włocławek: Allen 18, Edwards 15, Berisha 12, Szubarga 10, Glabas 5, Lewis 5, Majewski 4, Nowakowski 2, Wołoszyn 0.
Sędziowli: Ziemblicki, Szczerba i Ottenburger.
Widzów: 6000.