Adam Popek: Spodziewałaś się w meczu z Energą tak trudnej przeprawy?
Ana Dabović: Powiem szczerze, że tak. W zespole, razem ze sztabem szkoleniowym rozmawialiśmy wiele o toruńskim zespole i wiedzieliśmy jaką siłą dysponuje. Przede wszystkim zwracałyśmy uwagę na indywidualności, jakie posiada w swoich szeregach. Zresztą w trakcie meczu łatwo można było zauważyć, że Energa bazuje właśnie na pojedynczych zawodniczkach, które umiejętnościami wyróżniały się spośród reszty. Wiedząc o tym, byłyśmy przygotowane na ciężką przeprawę i walkę do ostatnich minut o końcowe zwycięstwo. Tak to jednak jest, że w polskiej lidze również musimy się wiele napocić, by osiągnąć korzystny rezultat, co pokazały pierwsze trzy kolejki tego sezonu. Wcale nie jest powiedziane, że kłopoty mogą nam sprawić jedynie drużyny z Euroligi, bo w Polsce też jest kilka silnych ekip i bez wątpienia zalicza się do nich właśnie Energa. W związku z tym też jasnym jest, że nie był to nasz ostatni tak zacięty i wyczerpujący mecz. Traktuję go jako pewnego rodzaju przygotowanie do dalszej rywalizacji, bo podobnych sytuacji jak dzisiaj na przestrzeni całego sezonu będzie multum i też będziemy musiały sobie radzić.
Przypuszczam, że największe problemy miałyście z powstrzymaniem duetu Bridgett Mitchell - Leah Metclaf, który momentami siał wręcz spustoszenie w waszych szeregach.
- Można tak powiedzieć, bo obie zawodniczki rozegrały dzisiaj bardzo dobre zawody i były wiodącymi postaciami swojego zespołu. Ja jednak patrzę na to spotkanie przez pryzmat tego co działo się w końcowych fragmentach, bo to wtedy tak naprawdę ważyły się losy zwycięstwa. W ostatnich minutach grałyśmy o wiele lepiej i również dzięki wsparciu naszych fanów to my dominowałyśmy na parkiecie. Oczywiście, wspomniane przez ciebie koszykarki nawrzucały nam dziś wiele punktów, ale to do nas należało ostatnie słowo i tego należy się trzymać. W końcówce wszystkie byłyśmy razem, tworzyłyśmy prawdziwy kolektyw i za wszelką cenę dążyłyśmy do upragnionego celu. Gdy wypracowałyśmy sobie kilkunastopunktową przewagę było już z górki. Wtedy tak naprawdę poczułyśmy, że przeciwniczki, a tym samym obie Amerykanki nie będą nam już w stanie zagrozić. Gdyby wynik był odwrotny, wtedy moglibyśmy się zastanawiać nad przyczynami porażki, ale w takim układzie zapamiętajmy te dobre chwile w naszym wykonaniu. Bo w drugiej połowie ich nie brakowało.
Z czego wynika fakt, że w pierwszej połowie wasza postawa tak bardzo odbiega od oczekiwanego poziomu? Ta sytuacja powtarza się już po raz drugi w przeciągu tygodnia.
- Zgadzam się w stu procentach, bo zarówno dziś, jak i w meczu z Lotosem pierwsze dwadzieścia minut w naszym wykonaniu nie było zadowalające. Coś tkwi w tych naszych początkach, nie da się ukryć. Wychodząc na parkiet niby nie mamy złego nastawienia, nie gramy jakoś bardzo źle, a jednak ten poziom jaki prezentujemy nie wystarcza do tego, by być na prowadzeniu. Z biegiem minut sytuacja jednak ulega zmianie na naszą korzyść. Pewnie dlatego, że zdajemy sobie sprawę z uciekającego czasu i z tego, jak wiele musimy poprawić. Wtedy pojawia się mobilizacja i zaczynamy grać naprawdę o wiele lepiej. To akurat jest bardzo ważnym czynnikiem, bo świadczy o tym, że jako zespół potrafimy się podnieść w trudnych momentach i skutecznie włączyć się do walki o założone cele. Wolę żeby scenariusz naszych spotkań wyglądał w ten sposób, niż gdybyśmy miały notować nie wiadomo jak dobre początki, a potem wraz z upływem minut trwonić przewagę (śmiech). A tak poważnie mówiąc, to być może w pierwszych minutach jesteśmy za mało skupione na samej rywalizacji i stąd to wynika. Dla mnie jednak najważniejszy jest efekt końcowy. Dziś on był pomyślny, więc jestem szczęśliwa.
Może po prostu potrzebujecie dodatkowego bodźca do tego, by wskoczyć na właściwe obroty?
- Bardzo możliwe. Aczkolwiek cenię w moim teamie to, że w trudnych chwilach potrafimy świetnie zareagować i nie poddajemy się łatwo przeciwnościom. Zarówno w meczu z Lotosem, jak i Energą udowodniliśmy, że nie istnieje dla nas słowo porażka i nie tracimy wiary w sukces, nawet gdy ten wydaje się być daleko od nas. Moim zdaniem w kontekście sportowej rywalizacji ma to niebagatelne znaczenie, więc te doświadczenia jakie ostatnio zebrałyśmy mogą nam wyjść na dobre. A że te początki powinnyśmy wyeliminować, to nie ulega wątpliwości, bo dziś takie pościgi się udają, a w kolejnych spotkaniach, w tym też Euroligowych jedna dobra połowa w naszym wykonaniu może okazać się niewystarczająca do tego, by zgarnąć komplet punktów.
Patrząc na twoją grę też można zaobserwować dwa zupełnie inne oblicza. W pierwszej połowie nie wniosłaś wiele do zespołu pojawiając się na parkiecie, natomiast w ostatniej kwarcie niemal w pojedynkę przesądziłaś o zwycięstwie.
- Wiesz, to jest właśnie tak, jak zawodnik wchodzi do gry z ławki rezerwowych. Jeden momentalnie przystosuje się do panujących warunków, a inny potrzebuje na to czasu. Ja jestem typem koszykarki, która lubi cały czas uczestniczyć w grze. Wtedy dokładnie czuję to, co dzieje się na parkiecie i potrafię podejmować właściwe dla danej chwili decyzje. W Wiśle mam jednak inną sytuację pod tym względem i muszę do niej przywyknąć, bo w zespole jest bardzo wiele znaczących personaliów, a miejsc na boisku tylko pięć. Potrzebuję zatem trochę czasu, by oswoić się z taką rzeczywistością. Niemniej, cieszę się, że w tych decydujących chwilach, kiedy ważyły się losy meczu nie zawiodłam i razem z całą drużyną dopięłam swego. Jednakże warto przy tym pamiętać, że wtedy pojawiłam się na parkiecie po raz drugi, przez co szybciej wkomponowałam się do gry. Na początku nie jest to takie łatwe i składa się na to wiele czynników. Dlatego też w pierwszej części moja postawa była tak daleka od ideału.
Jednak biorąc pod uwagę, że w najbliższą środę rozpoczynacie zmagania w Eurolidze, musicie zrobić wszystko, by takich momentów się ustrzec, bo na tym poziomie przestoje mogą bardzo wiele kosztować.
- Na pewno tak. Euroliga wymaga od ciebie maksymalnej koncentracji i nakładu sił, w związku z czym jeśli chcemy wygrywać, to nie możemy sobie pozwolić na stagnację. Wierzę jednak, że do tego czasu wyeliminujemy ten mankament i już w środę zaprezentujemy nieco inne, lepsze oblicze. Wiadomo, że europejskie puchary wyzwalają dodatkową dawkę adrenaliny związaną ze stawką, jaka towarzyszy każdemu spotkaniu, ale myślę, że w naszym przypadku to podziała tylko mobilizująco. W ciągu najbliższych treningów postaramy się też mocniej popracować nad wybranymi czynnikami i mam nadzieję, że przy wsparciu fanów, którzy są naszym szóstym zawodnikiem udanie zainaugurujemy również te rozgrywki. A potem krok po kroku będziemy stawiać sobie kolejne cele.
Na koniec podsumowując wasze występy w polskiej lidze można powiedzieć krótko: trzy mecze - trzy zwycięstwa.
- To na pewno cieszy, tym bardziej, że mamy za sobą trudne spotkania. Każde z nich jednak, tak jak powiedziałam powinno być dla nas dobrym przetarciem przed dalszą rywalizacją i meczami w Eurolidze. Dzięki temu, że póki co za każdym razem inkasowałyśmy komplet punktów, w drużynie panuje świetna atmosfera i jesteśmy bardzo zdeterminowane do osiągania kolejnych sukcesów. Niezależnie w których rozgrywkach. Dla nas mecz każdej rangi jest bardzo ważny i zawsze będziemy walczyły o zwycięstwo!