Martyna Koc: Po przerwie coś się z nami dzieje

Koszykarkom Artego Bydgoszcz tylko przez dwadzieścia minut udało się nawiązać równorzędną walkę z Lotosem Gdynia. Sytuacja w tabeli zawodniczek Adama Ziemińskiego robi się coraz trudniejsza.

Adrian Dudkiewicz
Adrian Dudkiewicz

Pierwsza połowa potyczki z Lotosem Gdynia mogła naprawdę się podobać. Bydgoszczanki toczyły równorzędny bój z kandydatem do tytułu mistrza Polski i przed przerwą nawet prowadziły 30:29. Niestety w drugiej połowie coś się zacięło i gospodynie rzuciły rywalkom jedynie dwadzieścia trzy punkty. Same straciły zaś dwa razy więcej i ostatecznie dwa punkty pojechały nad morze.

- Nie mam pojęcia dlaczego tak się stało - opowiada w rozmowie z SportoweFakty.pl Martyna Koc. - Po dobrej pierwszej połowie za bardzo uwierzyłyśmy w swój sukces i po powrocie na parkiet byłyśmy mniej skoncentrowane. Natomiast Lotos Gdynia postąpił odwrotnie. Mocno się spiął i są to za dobre zawodniczki, aby mogły sobie pozwolić na stratę punktów w Bydgoszczy.

Co więc trzeba zrobić, aby w kolejnych potyczkach z INEA AZS Poznań i Wisłą Can-Pack Kraków zespół Adama Ziemińskiego miał jakieś szanse na sukces? - Musimy zagrać podobnie jak w pierwszej połowie z Lotosem, czyli zespołową koszykówkę. Po przerwie łapie nas jakiś paraliż, brakuje nam konsekwencji. Musimy nad tym popracować, bo to bardzo budujące jeśli potrafimy nawiązać walkę z takim rywalem jak Lotos Gdynia.

- Trzeba pomyśleć nad naszą dyspozycją po przerwie. Trzeba skończyć z tłumaczeniem i zwalaniem winy na sędziów, kosze i boisko, przyczyn porażki musimy szukać we własnych szeregach. Szybko musimy poprawić swoją grę, bo później nie będzie już na to czasu, a rozgrywki nabierają tempa - zakończyła Koc.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×