Pojedynek z Basket Montpellier dla Wiślaczek był już trzecim w tegorocznej edycji Euroligi. Tym razem jednak stawką meczu było nie tylko zdobycie dwóch punktów, ale też pozycja lidera grupy C, w związku z czym gospodynie były niezwykle zmotywowane do walki. Ich bojowe podejście w pierwszych minutach gry jednak nie przynosiło zamierzonych efektów. To przyjezdne, bowiem prezentowały o wiele bardziej dojrzałą koszykówkę i po celnej "trójce" w wykonaniu Kristen Mann prowadziły 3:0. Krakowianki co prawda momentalnie próbowały odpowiedzieć na jej wyczyn, ale zarówno w obronie, jak i ataku grały zbyt chaotycznie, przez co trudno było im doprowadzić nawet do wyrównania. Tą opieszałość wykorzystały przeciwniczki, które odważnie zaczęły naciskać na zawodniczki Wisły i w połowie kwarty za sprawą Gaelle Skerli wygrywały już 10:4. Na szczęście dla wszystkich związanych z małopolskim klubem sprawy w swoje ręce wzięła Anke DeMondt, która niemal w pojedynkę odrobiła większość strat, czym udowodniła, że korzystny rezultat jest absolutnie w zasięgu jej zespołu. Gdy przykład z Belgijki wzięły Milka Bjelica i Nicole Powell wydawało się, że niebawem to miejscowe będą na czele. Podopieczne trenera Valery’ego Demory odparły jednak ataki rywalek i po pierwszej kwarcie to one były lepsze o cztery "oczka".
Taki stan rzeczy sprawił, że od początku drugiej odsłony Wisła skupiła się przede wszystkim na obronie i zdobywca pucharu Francji nie miał już takiej swobody przy oddawaniu rzutów, co wcześniej. Znalazło to oczywiście odzwierciedlenie w skuteczności koszykarek z Montpellier, które długo nie mogły zdobyć choćby punktu. Biała Gwiazda natomiast próbowała konsekwentnie wcielać w życie założenia taktyczne i po 5 minutach była już na prowadzeniu. Stało się tak za sprawą powracającej po kilkudniowej absencji Petry Ujhelyi, która swoją odważną postawą udowodniła, że jest w stanie grać na wysokim poziomie. Wiślaczki jednak stać było tylko na chwilowy zryw. Co prawda po dynamicznych akcjach Erin Phillips i wspomnianej Powell wynik w pewnym momencie brzmiał 30:23 na ich korzyść, ale w końcowych minutach pierwszej połowy znów pozwoliły dojść rywalkom do głosu. W szeregach gości brylowała przede wszystkim filigranowa Edwige Lawson, która była niezwykle trudna do upilnowania na połowie Wisły. Efektem tego, po 20 minutach krakowianki wygrywały zaledwie 30:29, w związku z czym absolutnie nie mogły być pewne swego i aby myśleć o korzystnym końcowym rezultacie musiały zacząć grać o wiele bardziej zdecydowanie.
Po zmianie stron jednak Wisła wciąż nie wykorzystywała w pełni swojego potencjału. Mistrzynie Polski udanie kończyły zaledwie część swoich akcji, co wyraźnie frustrowało trenera Jose Ignacio Hernandeza. Na szczęście dla gospodyń ich rywalki również nie grzeszyły skutecznością, dzięki czemu wszelkie błędy ze strony polskiego teamu nie znajdywały negatywnego przełożenia w ogólnym rezultacie. W tym ogólnym chaosie dało się jednak zauważyć kilka przemyślanych zagrań. Jedno z nich było autorstwem przejawiającej wielką chęć do gry Any Dabović. Reprezentantka Serbii w bardzo ważnym momencie celnie przymierzyła zza linii 6, 75 m, czym wyprowadziła swój zespół na najwyższe jak dotąd prowadzenie 42:33. Gdy chwilę później z półdystansu nie pomyliła się Petra Ujhelyi hala przy ulicy Reymonta zdecydowanie się ożywiła. Niestety dla polskiego teamu, ostatnie fragmenty znów należały do przyjezdnych. Francuzki dzięki swojej ambitnej postawie zdołały zniwelować straty do zaledwie czterech "oczek", w związku z czym wciąż liczyły się w walce o komplet punktów.
Decydująca batalia podobnie jak poprzednie kwarty była bardzo wyrównana. Obie strony nie traciły wiary w końcowy sukces i mimo sporego zmęczenia uparcie dążyły do założonego celu. Takie podejście często owocowało bezpardonową walką i uciekaniem się do przewinień, które z pewnością nie sprzyjały pięknu gry. Co ciekawe w takiej rzeczywistości pierwotnie lepiej odnalazły się zawodniczki Basketu, które opromienione udaną końcówką poprzedniej kwarty na niespełna 5 minut przed końcem objęły prowadzenie. Stało się tym samym jasne, że krakowianki tego wieczoru do ostatnich sekund będą musiały bić się o zwycięstwo i niewiadomą pozostawało tylko to, czy zdołają przetrzymać tak trudny moment. Na wysokości zadania stanęły jednak zawodniczki rodem z Bałkanów, Ana Dabović i Milka Bjelica, bo o nich mowa, niesione niezwykle głośnym dopingiem kibiców zaczęły grać jak w transie i można było odnieść wrażenie, że nic nie jest im w stanie przeszkodzić w zdobywaniu kolejnych punktów. Gdy do tej dwójki dołączyła niezawodna Powell, Wisła w końcu zadała ostateczny cios i wygrała w ogólnym rozrachunku 66:58, dzięki czemu objęła prowadzenie w grupie C Euroligi.
Wisła Can-Pack Kraków - BLMA 66:58 (17:21, 13:8, 16:13, 20:16
Wisła Can Pack: Nicole Powell 17, Anke DeMondt 10, Ana Dabovic 9, Milka Bjelica 9, Petra Ujhelyi 9 (13 zb), Erin Phillips 8, Katarzyna Krężel 2, Paulina Pawlak 2, Joanna Czarnecka 0.
Basket Lattes Montpellier Agglomeration: Stephany Skrba 14 (11 zb), Kristen Mann 13, Fatimatou Sacko 9, Virginie Bremont 6, Edwige Lawson-Wade 6, Gaelle Skrela 6, Ana Lelas 4, Sandra Dijon 0.