Statystyki podobno kłamią, lecz obnażają słabości zarówno MKS-u, jak i Rosy - obie drużyny miały problemy z celnością, ich procenty rzutów z gry wynoszą odpowiednie 32,3 39,3. Łatwo można wywnioskować, że obrona była ważnym elementem tego meczu. Jednak taka skuteczność dąbrowian ma swoją przyczynę również w fakcie, że koszykarze MKS-u nie potrafili trafić nawet z czystych pozycji. Jak przyznaje Grzegorz Grochowski było to małe zaskoczenie dla gospodarzy, którzy mimo to nie potrafili wykorzystać braku krycia przy oddawaniu rzutów. - Analizowaliśmy Rosę. Rywale zaskoczyli nas tym, że nie kryli przy rzutach za trzy punkty... a my nie trafialiśmy – powiedział.
Po każdym spotkaniu w dąbrowskiej hali jest wybierany najlepszy zawodnik drużyny gospodarzy, tym razem nagroda powędrowała właśnie do Grochowskiego. Ten koszykarz był bohaterem ostatniej akcji, która wydawała się ważyć o losach dogrywki. Trafił trójkę gdy na tablicy widniał wynik 63:66, lecz po chwili dopisano zaległy punkt z wcześniejszej akcji Rosy i dogrywka odeszła w niepamięć. Z perspektywy czasu można żałować, że dąbrowianie zaczęli wykorzystywać błędy i rozluźnienie radomian dopiero w czwartej kwarcie. - Zabrakło kilku minut. Pierwsza połowa nie była dobrym prognostykiem. Rzuty za trzy punkty nie wpadały nam. Szkoda porażki, ale trudno, sezon toczy się dalej. Nie liczy się dla mnie ostatni rzut za trzy, przegraliśmy całym zespołem. Porażka boli podwójnie, bo różnica wynosiła jeden punkt - podkreślił Grzegorz Grochowski.