- Sezon na horrory jak widać trwa. Kibice wyszli pewnie zadowoleni z tego meczu, bo trzymał w napięciu do samego końca. Co do gry, krótka analiza była już po spotkaniu i przede wszystkim nie chciałbym rozliczać zawodników z poszczególnych akcji, bo jest na to jeszcze za szybko, ale na pewno nie może zdarzyć się taka sytuacja, że w ciągu dziesięciu minut tracimy 30 punktów. A zdarzyło nam się to w środę dwa razy! - powiedział po meczu z ŁKS-em Łódź Tomasz Jankowski.
Zielonogórzanie bardzo dobrze rozpoczęli środowe spotkanie. - Początek zagraliśmy bardzo dobrze, agresywnie, tak jak nastawiliśmy się na ten mecz. Mieliśmy nie dać poczuć zawodnikom z Łodzi tego, że będą w stanie wygrać u nas w domu. Druga kwarta w mojej opinii była taka, że zbyt szybko odpuściliśmy ten mecz. Po kilkunastopunktowej przewadze przestaliśmy po prostu bronić i grać na tyle agresywnie, żeby utrudniać zawodnikom z Łodzi ich poczynania na boisku. Identyczna w zasadzie sytuacja powtórzyła się w drugiej połowie, bo przeprowadziliśmy męską rozmowę w szatni. Chłopacy bardzo mocno motywowali się, co zresztą było widać na początku trzeciej kwarty na ławce i na boisku. Zaczęliśmy grać swoją koszykówkę, lepiej było w obronie. Pod koniec spotkania natomiast sytuacja zmieniała się bardzo szybko. Jeden rzut, jedna zbiórka zadecydowała o wyniku. Na sześć sekund przed końcem spotkania wszyscy byli szczęśliwi. Ostatnia akcja zawodnika z Łodzi zadecydowała o ich zwycięstwie. Piłkę miał zawodnik, który do tej pory nie był groźny w ataku, czyli teoretycznie tak to powinno wyglądać. Rzucił piłkę, wpadła do kosza i tyle - stwierdził szkoleniowiec.
Zastal przegrał niejako na własne życzenie. - Dwie kwarty w naszym wykonaniu były naprawdę słabe. Chciałbym jednak podziękować chłopakom za to, że włożyli wiele sił i zostawili dużo zdrowia na parkiecie - zakończył Jankowski.
Tomasz Jankowski podkreślił, że podczas środowego meczu z ŁKS-em zielonogórzanie dwie kwarty zagrali bardzo słabo