Dostrzec sens porażki - rozmowa z Aną Dabović, rozgrywającą Wisły Can - Pack Kraków

Po dziewięciu zwycięstwach z rzędu, Biała Gwiazda w minioną środę po raz pierwszy w tym sezonie musiała uznać wyższość rywala. O przegranej z Frisco Brno i dalszej rywalizacji o punkty portalowi SportoweFakty.pl opowiada Ana Dabović, serbska rozgrywająca krakowskiego teamu.

Adam Popek: Po dziewięciu wygranych, jakie odniosłyście w październiku przypuszczam, że ta środowa porażka musi boleć.

Ana Dabović: Na pewno nie było to miłe. Zresztą każda przegrana niesie za sobą negatywne odczucia i nie ma nawet znaczenia w jakich okolicznościach została poniesiona. Naszym celem zawsze jest zwycięstwo, a tym razem nie zostało to osiągnięte. Ale nie ma sensu dłużej się nad tym rozwodzić i zamartwiać, tylko trzeba robić wszystko, by w kolejnych spotkaniach znów móc cieszyć się ze zwycięstw. Być może ta porażka nas bardziej zahartuje i sprawi, że jako zespół będziemy jeszcze silniejsze. Osobiście mam taką nadzieję, bo jeśli chcemy być na szczycie, to do każdego meczu musimy podchodzić w pełni skoncentrowane, niezależnie od rangi przeciwnika. Wydaje mi się, że w Brnie wyszłyśmy na parkiet zbyt rozluźnione. Przed tą konfrontacją miałyśmy na koncie trzy wygrane, a Frisco ani jednej, co okazało się mylące. Świadomość tego spowodowała, że nie zaczęliśmy dobrze tego spotkania, a później trudno nam już było wrócić na właściwe tory i co za tym idzie, pokazać pełnię swoich umiejętności. Ten fakt jest bez dwóch zdań bardzo przykry, lecz spróbujmy popatrzeć na to z nieco innej strony. Kto wie czy właśnie dzięki temu nie zdołamy szybciej wyeliminować naszych słabości, które we wspomnianym pojedynku zostały obnażone? A jeśli tak się stanie to jestem pewna, że jakość naszej gry będzie o wiele lepsza.

Czyli za główną przyczynę porażki z czeskim zespołem można uznać brak odpowiedniej koncentracji?

- Generalnie tak. Oczywiście nie wybiegałyśmy myślami nie wiadomo gdzie, ale przez brak maksymalnego skupienia nie rozpoczęłyśmy tego spotkania tak, jak razem z trenerami zakładaliśmy jeszcze w szatni. Wiedziałyśmy, że Czeszki mają młodą drużynę, która mimo braku większego doświadczenia zawsze walczy przez pełne czterdzieści minut, szczególnie we własnej hali i aby nie pozwolić im rozwinąć skrzydeł, chciałyśmy od pierwszych minut narzucić swoje warunki gry. Rzeczywistość jednak rozbiegła się z naszymi oczekiwaniami i to wszystko potoczyło się nie po naszej myśli. Gospodynie uwierzyły, że mogą tego wieczoru sprawić niespodziankę i po raz pierwszy w tej edycji Euroligi zgarnąć komplet punktów, w związku z czym walczyły dosłownie o każdym centymetr boiska. My natomiast, zaprezentowałyśmy się zdecydowanie poniżej normalnego poziomu i dlatego wraz z końcową syreną nie miałyśmy powodów do radości. Zresztą szczerze powiedziawszy to zagrałyśmy po prostu bardzo słabo. Pewnie nieco łatwiej jest pogodzić się z tym, w momencie gdy grasz z o wiele silniejszym zespołem, ale Frisco do potentatów nie należy. Oczywiście szanuję ten zespół, ale porażka w konfrontacji z nim nie powinna mieć miejsca.

Powrót do domu pewnie nie był zbyt miły?

- W takich chwilach trudno czerpać radość z czegokolwiek. Po zwycięstwach humory zwykle dopisują, wszyscy zastanawiają się jak wykorzystają czas wolny po meczu, dzwonią do znajomych, rozmawiają ze sobą, a po porażkach zaś jest dokładnie odwrotnie. Wszystko wydaje ci się takie smętne. Ale z czasem to przemija i trzeba myśleć po prostu o kolejnych spotkaniach. My przegrałyśmy po raz pierwszy w tym sezonie i zapewniam cię, że więcej nie chcemy doznać tego uczucia.

Obniżkę formy w waszym zespole można było zauważyć jeszcze w dwóch poprzednich meczach, szczególnie przeciwko Liderowi Pruszków, kiedy to właściwie do ostatnich fragmentów nie mogłyście być pewne swego.

- To prawda. Zarówno ten ligowy pojedynek, o którym wspomniałeś jak i środowy w Eurolidze nie wyszły nam najlepiej. Choć akurat w spotkaniu z Liderem udało się zwyciężyć, więc w poczuciu spełnienia obowiązku przeszłyśmy do porządku dziennego. Tego nie mogę powiedzieć natomiast o starciu w pucharach. Tutaj niestety nasze błędy miały o wiele poważniejsze konsekwencje, wobec czego trzeba je powoli przeanalizować i zastanowić się co zrobić, by następnym razem ich nie powielić. Na pewno ta porażka zmobilizuje nas do bardziej intensywnej pracy i wierzę, że z perspektywy czasu okaże się ona dla nas pozytywnym czynnikiem. Bo teraz, jeśli pojawi się w naszych szeregach zbyt duże rozluźnienie to przynajmniej będziemy miały w pamięci skutki, jakie to może za sobą przynieść. Niech to stanowi dla nas przestrogę i nauczkę na przyszłość.

Ale akurat w starciu z Frisco kilkakrotnie byłyście na prowadzeniu, więc miałyście szansę na to, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.

- Zgadza się i sądziłam, że właśnie tak to się potoczy. W końcu to my byliśmy faworytem i jednocześnie drużyną z o wiele większym potencjałem. Nasza słabsza gra sprawiła jednak, że same sobie utrudniłyśmy zadanie i jak wiadomo, w końcówce okazałyśmy się gorsze mimo, że jeszcze w pierwszych minutach ostatniej kwarty wynik oscylował wokół remisu. Tak naprawdę na plus można zaliczyć jedynie parę momentów, a to za mało by wygrać. Nie ukrywam, że było to winą zarówno zbyt statycznej obrony, jak i nieskuteczności w ofensywie. Właściwie wszystko po trochę złożyło się na ten ostateczny wynik.

Ale widzę, że mimo niepomyślnego rezultatu cały czas się uśmiechasz.

- Zawsze się uśmiecham. No może poza paroma chwilami gdy przytrafi się porażka, ale wtedy nikt nie ma dobrego humoru. Niemniej jednak, jedno niepowodzenie nie może sprawić, że zespół, czy poszczególne zawodniczki nagle popadną w marazm czy zatracą poczucie swojej wartości. To jest sport, raz jesteś wynoszony na szczyty, a innym równany z ziemią. My nie mamy powodu by się załamywać. Sezon toczy się dalej i pozostaje nam kontynuować pracę, jaką sumiennie wykonujemy już od dobrych kilkunastu tygodni. Ważne jest, bowiem nie tyle jak zespół zachowuje się gdy seryjnie wygrywa, ale na ile szybko potrafi podnieść się po porażce i nadal dążyć od swego.

To było jednak pewne, że kiedyś w końcu nadejdzie ten gorszy moment i przyjdzie wam zejść z parkietu jako pokonane.

- Tego uczucia nikt nie lubi, ale trzeba umieć sobie z tym radzić i w kolejnych spotkaniach udowodnić swoją wartość. Liczę, że w naszym przypadku była to jednorazowa wpadka i teraz znów wejdziemy na właściwą dla siebie ścieżkę. Zresztą jak już wspomniałam, taki wstrząs może wywołać w całym kolektywie dodatkową mobilizację i wolę walki, więc nie mam nic przeciwko, by te uczucia przerodziły się w jeszcze większe zaangażowanie do gry i co za tym idzie, zadowalające wyniki.

Pierwszą okazję do rehabilitacji będziecie miały już w niedzielę, kiedy to zmierzycie się na wyjeździe z Artego Bydgoszcz.

- Tak i tylko na tym się skupiamy. Oczywiście cały czas mamy na uwadze błędy, które ostatnio często nam się przytrafiały, ale myślimy przede wszystkim o wygranej, która w pewien sposób pozwoli zatrzeć złe wrażenie. Wiem, że nie będzie to łatwe, tym bardziej, że kilka dziewczyn wciąż jest kontuzjowanych bądź ma problemy ze zdrowiem, ale dołożymy wszelkich starań by być lepszym. Zresztą dotychczas ani razu nie zagrałyśmy jeszcze w pełnym składzie, a mimo to dziewięciokrotnie zwyciężałyśmy, więc absolutnie jesteśmy w stanie wywieźć z Bydgoszczy komplet punktów. Niezależnie od tego, które zawodniczki wyjdą na parkiet, a które trener postanowi jeszcze oszczędzić. Mamy na tyle szeroki i wyrównany skład, że nawet rezerwowe potrafią wnieść do gry nową jakość, więc oczywistym jest, że jedyny scenariusz jaki dopuszczamy do siebie to wygrana.

Można zatem oczekiwać, że poprawie ulegnie również poziom waszej gry?

- Oczywiście, po to ciężko trenujemy, by z każdym dniem być coraz lepszym. Mam tylko wrażenie, że o ile w niektórych elementach faktycznie czynimy zauważalne postępy, o tyle w innych wciąż zawodzimy, w związku z czym sporo mamy jeszcze do poprawy. Dlatego myślę, że przegrana w Brnie wcale nie musi mieć negatywnego wydźwięku. Może właśnie ona była nam potrzeba, po to by w końcu zmienić pewne rzeczy i dojść do wniosków, dzięki którym szybciej oddalimy od siebie kilka mankamentów. To był dla nas taki zimny prysznic, który otworzył nam oczy na parę kwestii i wierzę, że w pojedynku z Artego będzie można zobaczyć już nieco inne oblicze Wisły.

W końcu z każdych porażek można się wiele nauczyć.

- Tak. To jest wręcz brutalne, ale o wiele więcej mądrych wniosków można wyciągnąć właśnie po negatywnych przeżyciach, bo to one najdokładniej ukazują to, czego ci jeszcze brakuje. Gdy tylko wygrywasz, na wiele kwestii w ogóle nie zwracasz uwagi, bo uważasz, że wszystko jest w porządku. Wiem, że niektóre porażki bardzo bolą, ale w każdej z nich trzeba znaleźć pewien sens i umieć wykorzystać go w dalszych dążeniach. My w minioną środę na pewno sporo się nauczyłyśmy.

Komentarze (0)