Zadziwiająca bezsilność wicemistrza - relacja z meczu Kotwica Kołobrzeg - PGE Turów Zgorzelec

Sensacyjnie i jednocześnie nadspodziewanie łatwo koszykarze Kotwicy Kołobrzeg uporali się z ekipą PGE Turowa Zgorzelec. Wicemistrzowie Polski ani przez moment nie przypominali zespołu, który w poprzednim spotkaniu wygrał z Polpharmą różnicą 50 punktów.

- Przede wszystkim musimy postawić rywalom twarde warunki w obronie. Ponadto ani na moment nie możemy stracić koncentracji. Musimy walczyć przez 40 minut - mówił przed tym spotkaniem w wywiadzie dla telewizji PLK trener Kotwicy, Tomasz Mrożek. Gospodarze założenia te wypełnili w stu procentach.

Obie drużyny rozpoczęły spotkaniu od dosyć nerwowych ataków. Nieskuteczny w szeregach gospodarzy był zwłaszcza Darrell Harris, który oddawał sporo rzutów, ale większość z nich pudłował. Z biegiem czasu jednak Amerykanin złapał swój rytm. Goście natomiast popełniali masę strat, a przy tym o dziwo bardzo słabo bronili. Ponadto kontuzji nabawił się Konrad Wysocki. To wszystko sprawiło, że po niespełna 8 minutach gry Kotwica prowadziło różnicą 6 "oczek". Wówczas o przerwę poprosił Jacek Winnicki. Po niej Turów zacieśnił nieco szeregi obronne, jednak nadal raził nieskutecznością w ofensywie. Po pierwszej odsłonie miejscowi prowadzili 14:10.

W drugiej kwarcie obraz gry nie uległ zmianie. O dziwo to koszykarze Kotwicy nadal nieznacznie przeważali. Oba zespoły jednak nie potrafiły przełamać niemocy w rzutach z dystansu. Pierwszą celną próbę zza łuku oddał dopiero w połowie drugiej partii Reginald Holmes. Amerykanin dosyć niespodziewanie był liderem swojego teamu na obwodzie w tym fragmencie gry. Pod tablicami świetnie pracował natomiast Tomasz Kęsicki, który raz za razem dziurawił kosz rywala. Ponadto okazał się on prawdziwym królem zbiórek. Goście natomiast z biegiem czasu nie mogli znaleźć żadnej recepty na przełamanie defensywy podopiecznych Tomasza Mrożka. Co więcej, w pierwszej połowie nawet w małym stopniu nie przypominali zespołu, które w minionej kolejce rozgromił na wyjeździe Polpharmę Starogard Gdański. Bezradność zgorzelczan sprawiła, że po 20 minutach przegrywali oni 33:21.

Wydawało się, że po przerwie przyjezdni wyciągną wnioski z błędów, które popełniali w pierwszej połowie. Na parkiecie ponownie pojawił się Wysocki, którego uraz okazał się niegroźny. Gospodarze jednak nie zamierzali zwalniać tempa, a wręcz powiększali jeszcze swoją przewagę, która po skutecznych akcjach Odeda Brandweina i Marko Djuricia w pewnym momencie sięgnęła nawet 15 "oczek". Wicemistrzowie Polski mogli liczyć jedynie na Wysockiego, który w pojedynkę starał się trzymać swój zespół przy życiu. Dopiero pod koniec kwarty za zdobywanie punktów zabrał się także Michał Chyliński. Dzięki temu goście zdołali odrobić część strat i w rezultacie wrócić do gry.

Od początku czwartej kwarty gospodarze całkowicie kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Do głosu ponownie doszedł Kęsicki. Rywale natomiast nie mogli znaleźć żadnej recepty na zagrania tego zawodnika. Turów nadal też raził nieporadnością w ataku, a to wszystko nieuchronnie zbliżało wicemistrzów Polski do dosyć sensacyjnej porażki. Podopieczni trenera Winnickiego próbowali jeszcze szukać swojej szansy w rzutach z dystansu, ale nie byli w stanie odwrócić losów tego starcia. Finalnie Kotwica wygrała to spotkanie 64:54.

- Oczywiście kluczowa była obrona. Cały czas kontrolowaliśmy wynik. Kiedy natomiast Turów zbliżał się do nas, natychmiast odskakiwaliśmy - powiedział po spotkaniu Łukasz Wichniarz.

Zwycięstwo gospodarzy w tym meczu było jak najbardziej zasłużone. Drużyna Tomasza Mrożka pokonała rywala wykorzystując jego własną broń - defensywę. Ponadto miejscowi mieli w tym pojedynku swoich liderów. Z reguły w szeregach kołobrzeskiego teamu brylowali Harris oraz Jessie Sapp. Tym razem jednak pierwsze skrzypce odgrywali Holmes, Kęsicki i Brandwein, co na pewno zaskoczyło nieco przeciwnika. Nie da się też ukryć, że wicemistrzowie Polski zagrali bardzo nieskutecznie w ataku. W ich szeregach brakowało zawodnika, który w trudnych momentach byłby w stanie wziąć na swoje barki ciężar gry. Pojedyncze przebłyski Wysockiego i Chylińskiego w żaden sposób nie mogły dać przyjezdnym zwycięstwa. Dla Turowa była to trzecia porażka w sezonie.

Kotwica Kołobrzeg - PGE Turów Zgorzelec

64:54

(14:10,19:11,16:19,15:14)

Kotwica: Oded Brandwein 16, Tomasz Kęsicki 13, Reginald Holmes 11, Darrell Harris 8, Jessie Sapp 8, Marko Djurić 5, Łukasz Wichniarz 3, Szymon Rduch 0, Łukasz Diduszko 0.

PGE Turów: Michał Chyliński 11, Konrad Wysocki 11, John Edwards 8, David Jackson 7, Daniel Kickert 4, Giedrius Gustas 3, Artur Mielczarek 3, Dallas Lauderdale 3, Aaron Cel 2, Ronald Moore 2, Michał Jankowski 0.

Komentarze (0)