Patryk Neumann: Po raz drugi powrócił pan do Stargardu, jako koszykarz gości. Tym razem pokonaliście Spójnię, mimo, że Polonia po pięciu minutach przegrywała 17:2.
Hubert Mazur: Rzeczywiście, Spójnia miała świetny początek meczu. My jednak nie pękliśmy, złapaliśmy swój rytm i już w pierwszej kwarcie przewaga znacznie stopniała. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego meczu. Trener wziął czas, emocje opadły. Zmieniliśmy taktykę w obronie i spokojnie łapaliśmy swój rytm. Nerwowe ruchy przy takiej przewadze mogłyby nas rozbić totalnie. Pokazaliśmy charakter i to my dominowaliśmy na parkiecie do samego końca.
Fani nie zapomnieli o tym, jak wiele dobrego Hubert Mazur zrobił dla Spójni i gorąco pana przywitali.
-To było bardzo miłe, cieszę się że kibice pamiętają jeszcze Huberta Mazura. Za to im dziękuję.
W pierwszych minutach dobrze pilnował pana Tomasz Stępień. Później jednak udało się znaleźć receptę na rywali. Co było kluczem do zwycięstwa w Stargardzie Szczecińskim?
- Receptą na zwycięstwo była mocna defensywa. Rywale mieli ogromne problemy z przedostaniem się pod kosz. Punkty jakie zdobyła Spójnia, były po naszych gapiostwach na początku meczu. Później akcje z ich strony nie były już takie proste, nie mieli pomysłu na naszą mocną i agresywną grę w obronie. Wtedy łatwiej nam się grało w ataku. Widzieliśmy w ich oczach bezradność, brak koncepcji. Każdy rzut był pod presją obrońcy, więc ich skuteczność była po prostu słaba, Spójnia nie zaskoczyła nas w żadnym elemencie.
Pod koniec trzeciej kwarty z powodu kontuzji musiał pan jednak opuścić parkiet. To coś poważnego?
- Nie, to nic poważnego. Złapał mnie skurcz, który całkowicie zablokował mi stopę. Tak się zdarza gdy natężenie gier jest duże, a na odpoczynek nie ma czasu. Bardzo żałuję że nie mogłem tego meczu dokończyć.
Do gry powrócił pan po roku przerwy. Jak wytrzymał pan kondycyjnie 14 spotkań i sporo minut na parkiecie?
- Ciężko przepracowałem okres przygotowawczy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że aby powrócić do dyspozycji z przed kontuzji, muszę wykonać tytaniczną pracę. Trenowałem indywidualnie pod okiem specjalistów. Musiałem odbudować nie tylko kondycję, ale również popracować na siłowni. Mój trening był bardzo zróżnicowany, aby przygotować się kompletnie do sezonu. Te litry potu wylane, nie poszły na marne. Czuję się jeszcze mocniejszy niż kiedykolwiek.
Wszyscy pamiętają Huberta Mazura, jako jednego z największych walczaków gotowego ryzykować zdrowiem, by tylko jak najbardziej pomóc drużynie. Czy po powrocie do gry coś się zmieniło w tej kwestii?
- Nic się nie zmieniło. Zawsze staram się wykonywać swoją pracę na 100 proc.
Przed sezonem była szansa na powrót do Spójni? Wszystkich zaskoczył wybór Polonii Przemyśl.
- Przed sezonem dzwonił do mnie trener Aleksandrowicz i wyrażał chęć współpracy. Wtedy jednak nie były uregulowane wszystkie sprawy związane z finansami. Nie chciałem podpisywać nowego kontraktu, gdy nie został spełniony poprzedni. Na dzień dzisiejszy jesteśmy już rozliczeni.
Raz już jednak pan wrócił do Stargardu. Na przyszłość drzwi nie zostały zamknięte?
- Przed meczem nawet zamieniłem parę słów z prezesem, który wyrażał chęć mojego powrotu. Teraz nie myślę co będzie w przyszłości, gdzie będę grał itd. Przyjdzie jeszcze na to czas. Skupiam się na grze w Polonii. Możemy zrobić naprawdę dobry wynik.
Odchodząc od tematu Spójni łatwo było znaleźć klub, czy większość trenerów bała się, że nie powróci pan do dawnej formy?
- Miałem kilka opcji i musiałem podjąć mądry wybór. Trener Milan jest młodym szkoleniowcem, który ma świeży pogląd na koszykówkę. Po rozmowie z nim, od razu wiedziałem że to jest właściwa droga na kontynuowanie kariery. Wiedziałem co będzie ode mnie oczekiwał, był bardzo konkretny. Zarówno trener jak i ja wiedzieliśmy że po kontuzji będę potrzebował sporo minut żeby się odbudować. Bardzo się cieszę że tu trafiłem.
Dokonanego wyboru nie może pan chyba żałować. Polonia radzi sobie całkiem nieźle i ma duże szanse by zakończyć sezon w pierwszej ósemce.
- Absolutnie nie żałuję swojej decyzji. Powiem więcej, był to najlepszy wybór jaki mogłem podjąć. Nawet odległość jaka jest między Stargardem a Przemyślem nie miała żadnego znaczenia. Mamy bardzo dobry zespół, powoli zaczynamy się docierać i bardziej rozumieć na boisku. Zresztą efektem tego są te cztery zwycięstwa z rzędu. Zaczynamy wygrywać na wyjazdach, na trudnym terenie. Mamy w składzie mieszankę doświadczenia i młodości. Wierze w to, że jak wszystkie trybiki zaskoczą w tej machinie pt. "Polonia", będziemy nie do zatrzymania.
Indywidualne statystyki na poziomie czołowych strzelców I ligi też chyba cieszą? Może klub z Przemyśla będzie dobrą odskocznią, by w następnym sezonie spróbować sił w PLK?
- Gry w Polonii nie traktuję jako odskoczni do gry w PLK. Czuję się tu świetnie i nie miałbym nic przeciwko aby zostać na kolejny sezon w Przemyślu.
Przed panem jednak teraz kolejne trudne wyzwanie w I lidze. W środę zmierzycie się w Łańcucie z Sokołem. Lidera nie musicie się jednak obawiać, bo już AZS Kutno pokazał ostatnio, że można tam wygrać.
- Nie obawiamy się nikogo. Oczywiście mecz w Łańcucie będzie bardzo ciężki. Jesteśmy teraz na fali wznoszącej, gramy coraz lepiej i nie stoimy na straconej pozycji. Zwycięstwo jest jak najbardziej w naszym zasięgu. Chcemy podtrzymać dobrą passę. Z tego co wiem to spora liczba kibiców wybiera się do Łańcuta na mecz. Jeżeli stworzą taką atmosferę jak u nas na hali to będziemy czuli się jak w domu.