- Bardzo żałuję, że nie wygraliśmy tego meczu, bo w pewnym momencie naprawdę poczuliśmy, iż to spotkanie jest już nasze. Nie mamy się jednak czego wstydzić, bo zagraliśmy jak drużyna. Trzeba w nas wierzyć - powiedział po tym pojedynku Marcin Nowakowski, który rozegrał swoje najlepsze zawody, odkąd trafił do Starogardu Gdańskiego.
Trener Wojciech Kamiński od samego początku desygnował do gry tego młodego, polskiego rozgrywającego, który jeszcze nie tak dawno reprezentował barwy Anwilu. Nowakowski od pierwszych minut chciał pokazać, że rezygnacja z jego usług przez trenera Emira Mutapcicia nie była najlepszym posunięciem. Oprócz niego aktywny w ataku był także Jeremy Simmons, który kilka akcji w swoim stylu kończył efektownym wsadem. Goście jednak konsekwentnie zagrywali piłkę do Corsleya Edwardsa , który zdobył 10 pierwszych punktów dla swojego teamu. Dzięki temu gospodarze ani na moment nie mogli odskoczyć swojemu rywalowi. - Byliśmy przygotowani na to, że Edwards może rzucić sporo punktów. On miał po prostu grać - mówił po tym meczu Wojciech Kamiński, trener "Farmaceutów".
Po kilku akcjach drugiej kwarty Anwil zbudował najwyższe jak do tej pory, 5-punktowe prowadzenie. Trener Kamiński natychmiast poprosił o przerwę. Po niej choć Polpharma nie traciła do rywala dystansu, to jednak nie była w stanie też go w żaden sposób zmniejszyć. Po stronie gości dobre zawody rozgrywał Bartłomiej Wołoszyn. W szeregach miejscowych natomiast koncertowo prezentował się Nowakowski, który nie tylko dostarczał swojemu zespołowi sporej liczby punktów, ale też świetnie rozdzielał piłki do swoich partnerów. Kiedy z kolei pod koniec pierwszej połowy swoje "trzy grosze" dołożył też Michael Hicks, "Kociewskie Diabły" doprowadziły do remisu (41:41).
Po przerwie żadna z drużyn nie była w stanie zyskać sobie wyraźnej przewagi. Oba zespoły postawiły przede wszystkim na mocną defensywę. Z biegiem czasu jednak pozytywne efekty po stronie gospodarzy zaczęły przynosić dosyć szalone ataki Tony'ego Weedena i Hicksa, które z reguły są negowane przez szkoleniowców. Po stronie Anwilu odpowiadał natomiast Nick Lewis. Jednak mimo jego ambitnej postawy, to Polpharma po 30 minutach gry prowadziła 65:61.
Podopieczni trenera Mutapcicia w mgnieniu oka straty jednak odrobili na początku decydującej partii. Przez większość część kwarty oba zespoły toczyły ze sobą bardzo twardą walkę, jednak cały czas to gospodarze nieznacznie prowadzili, głównie za sprawą niezawodnego w tym fragmencie gry Hicksa. Dramatyczna końcówka należała jednak do koszykarzy Anwilu. Gospodarze mimo ambitnej postawy w ostatnich sekundach nie byli już w stanie odwrócić losów tego pojedynku. Finalnie goście wygrali to starcie 89:85.
- Dla nas każde spotkanie jest bardzo trudne. W czwartej kwarcie udało nam się jednak znaleźć pewną energię i wygrać ten pojedynek. Nasz zespół musi jednak grać lepiej, bo na pewno to potrafi - skomentował zawody trener Mutapcić.
Rzeczywiście, Anwil nie zaprezentował w tym spotkaniu nic nadzwyczajnego. Włocławianie w samej końcówce zachowali po prostu więcej zimnej krwi, a zwłaszcza John Allen, któremu nie zadrżała ręka przy kluczowych rzutach wolnych. Gospodarze natomiast w decydującym momencie popełnili kilka rażących strat. W ostatnich akcjach błędy przytrafiły się nawet Nowakowskiemu, do którego jednak trudno mieć pretensje. Polski rozgrywający nie miał w tym sezonie zbyt wielu okazji do zaprezentowania się w sytuacjach, które wymagają zimnej krwi. Mimo wszystko jednak na przekroju całego meczu był on jedną z najjaśniejszych postaci swojego teamu.
85:89
(18:20, 23:21, 24:20, 20:28)
Polpharma: Michael Hicks 25, Jeremy Simmons 16, Tony Weeden 15, Marcin Nowakowski 12, Daniel Wall 10, Tomasz Śnieg 4, Piotr Dąbrowski 3, Adam Metelski 0, Grzegorz Arabas 0.
Anwil: Corsley Edwards 21, John Allen 13, Nick Lewis 11, Bartłomiej Wołoszyn 11, Dardan Berisha 10, Lawrence Kinnard 9, Krzysztof Szubarga 8, Łukasz Majewski 6, Kamil Maciejewski 0.