Spotkanie Wisły Energą od dłuższego czasu reklamowane było jako największe wydarzenie 16 kolejki FGE. W związku z tym wielu kibiców i ekspertów ze zniecierpliwieniem wyczekiwało na rezultat tej konfrontacji. Ostatecznie obrończynie mistrzowskiego tytułu zwyciężyły różnicą sześciu "oczek", lecz prawdą jest, że długo nie mogły być pewne swego. - Wygrana nie przyszła nam łatwo. Generalnie nie ma się czemu dziwić, bo Energa to w końcu bardzo dobra drużyna, która zwłaszcza na swoim parkiecie jest bardzo groźna. My jednak nie pozwoliłyśmy jej na przejęcie inicjatywy w decydującym momencie, w związku z czym komplet punktów powędrował do Krakowa - ocenia pojedynek sprzed kilku dni Nicole Powell.
Zarówno ona, jak i jej koleżanki trudny moment przeżyły szczególnie w trzeciej kwarcie, kiedy to torunianki niemal w całości odrobiły straty z pierwszej połowy i przed decydującą batalią były gorsze zaledwie o jeden punkt. Tym samym kwestia ostatecznego wyniku jeszcze wtedy pozostawała otwarta. - W pierwszych dwudziestu minutach choć nasza przewaga nie była wyraźna, nadawałyśmy ton grze i myślałyśmy, że po zmianie stron nic w tym względzie się nie zmieni. Tyle, że rywal bardzo ambicjonalnie podszedł do zadania i w kilka chwil różnica między nami zmalała do minimum. Na szczęście w naszych szeregach była Anke DeMondt, która tego wieczoru rozegrała naprawdę świetne zawody. To właśnie ona w tym newralgicznym momencie wzięła na siebie ciężar zdobywania punktów, dzięki czemu po końcowej syrenie mogłyśmy się cieszyć ze zwycięstwa - twierdzi Amerykanka.
Nie da się ukryć, że oprócz doświadczonej DeMondt również skrzydłowa ze Stanów Zjednoczonych w znaczny sposób przyczyniła się do sukcesu Białej Gwiazdy. Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć fakt, że trakcie swojego występu zdobyła 18 punktów i zanotowała 8 zbiórek. Mimo to, nie przyjmuje zbyt dużych pochwał pod swoim adresem. - Myślę, że w tym przypadku mojej osoby nie ma sensu wyróżniać. Najważniejsze, że pomogłam zespołowi w odniesieniu cennej wygranej - skromnie przyznaje Powell i po chwili dodaje. - Niemniej jednak uważam, że jako zespół wciąż nie prezentujemy najwyższej formy i mam nadzieję, że z pojedynku z Energą wyniesiemy cenną lekcję, która zaprocentuje już w najbliższej przyszłości. Wiadomym jest bowiem, że wszyscy oczekują od nas nieco lepszej postawy.
Z tymi słowami trudno się nie zgodzić. Wisła, choć dysponuje naprawdę ogromnym potencjałem jak na polskie warunki, wciąż nie pokazuje swojego najlepszego oblicza, co może dawać lekkie powody do niepokoju. - Wiadomo, że najlepiej byłoby jakbyśmy cały czas grały na maksymalnym poziomie, ale każdy mecz jest inny i niesie za sobą wiele różnych okoliczności. To właśnie wpływają na dyspozycję drużyny, a także poszczególnych zawodniczek. Poza tym, w kontekście naszego zespołu trzeba nadmienić, że z powodu kontuzji nie grają dwie czołowe koszykarki, co również nie pozostaje bez znaczenia. Generalnie rzecz biorąc trzeba jasno powiedzieć, że nic nie jest perfekcyjne i tak też jest z naszymi występami - spokojnie analizuje mierząca 189 cm koszykarka.
W tym wszystkim ważne jest jednak to, że w krakowskim teamie nikt się nie zadowala dotychczasowymi osiągnięciami, tylko cały czas ciężko pracuje na kolejne sukcesy. Dzięki temu można mieć nadzieję, że z wraz z nadchodzącymi tygodniami, podobnie jak to miało miejsce w pierwszej rundzie, większość niedociągnięć zostanie wyeliminowane. - Tylko w taki sposób można dążyć do tego wejścia na wyższy poziom. I mam tu na myśli każdy element koszykarskiego rzemiosła. My codziennie harując na treningach staramy się wspiąć na wyższy pułap i wierzę, że taka postawa przyniesie zamierzone efekty - z nadzieją dodaje Powell.
Na chwilę obecną elementem, na który największy nacisk kładzie sztab szkoleniowy jest agresywna obrona. Wiślaczki od dobrych kilku dni skupiają się właśnie na tym aspekcie i zapewne w nadchodzących konfrontacjach spróbują go wykorzystać. - Trener stara się wydobyć z nas jak największe zaangażowanie w defensywie i prawdą jest, że może wyjść nam to tylko na dobre. Obrona jest przecież podstawą tej dyscypliny i to od niej zależy najwięcej - mówi urodzona w Sierra Vista zawodniczka.
Czy zatem czwartkowy mecz w Eurolidze z udziałem jej zespołu także zakończy się zwycięstwem? - W starciu z Taranto, jak zawsze zresztą postaramy się uczynić wszystko, by wygrać. Liczę, że z tej wyprawy wrócimy zadowolone - z uśmiechem na ustach kończy Amerykanka.