Dardan Berisha: Mimo porażki, zagraliśmy dobre zawody

Dardan Berisha zdobył 10 punktów przeciwko PGE Turowowi Zgorzelec, ale jak wszyscy gracze Anwilu Włocławek, miał problemy ze skutecznością i ostatecznie to goście wywieźli z Hali Mistrzów bardzo cenne zwycięstwo. Po ostatniej syrenie Kosowianin z polskim paszportem posypał głowę popiołem, ale również odważnie stwierdził, że to było jedno z najlepszych meczów Anwilu w tym sezonie.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Koszykarze Anwilu Włocławek zapowiadali, że nie odpuszczą PGE Turowowi Zgorzelec w piątkowym meczu, który hitowo rozpoczynał 23. kolejkę Tauron Basket Ligi. Wszystko za sprawą tego, że w pierwszej części sezonu zasadniczego podopieczni Emira Mutapcicia doznali z rąk rywali prawdziwej klęski - przegrali tamto spotkanie 60:87.

Początek pojedynku okazał się jednak bardzo bolesny. Włocławianie bardzo mocno chcieli zaakcentować swoją dominację na parkiecie, ale co z tego, że grali szybko, pomysłowo i starali się wykorzystać swoją najsilniejszą broń, czyli Corsley’a Edwardsa, skoro równocześnie nie byli skuteczni. Turów tymczasem już po pierwszej kwarcie prowadził 23:14, a na początku drugiej - 27:14.

- Początek meczu nam nie wyszedł i później niestety musieliśmy gonić. Nie wiem dlaczego tak się stało, bo zakładaliśmy, że to my będziemy prowadzić kilkoma punktami po kilku minutach - powiedział Dardan Berisha, rzucający Anwilu, dodając po chwili - Łatwo się jednak nie poddaliśmy i wystarczyło tylko kilka dobrych minut, byśmy znowu uwierzyli w siebie i wrócili do gry. Tym samym okres między 12. a 17. minutą gospodarze wygrali 20-5 i jeszcze przed przerwą wyszli na prowadzenie 34:32.

- Walczyliśmy ze wszystkich sił, graliśmy dużo lepiej niż z Zastalem Zielona Góra. I momentami naprawdę wyglądało to dobrze. Turów to bardzo silna drużyna, ma w swoich szeregach kilku znakomitych koszykarzy, więc nie mogło być mowy o łatwej przeprawie - kontynuował swój wątek Berisha. I choć jego zespół prowadził w 37. minucie 65:61, na 20 sekund przed końcem dwa rzuty wolne Ronalda Moore’a dawały większe nadzieje zgorzelczanom (67:69). Wówczas jednak w Berishy obudził się instynkt killera - na trzy sekund przed końcem polski obrońca minął swojego obrońcę i trafił o tablicę.

- Rzeczywiście, tamten rzut wpadł do kosza, ale co z tego, skoro w całym meczu miałem spore problemy z umieszczeniem piłki w obręczy. Nie trafiłem na przykład żadnej trójki. Oni z kolei trafiali kluczowe rzuty, a do tego lepiej grali na tablicach. Często ponawiali akcje i któraś taka zbiórka musiała wreszcie zamienić się na punkty. Na przykład taki Aaron Cel nie trafiał cały mecz, ale w dogrywce przymierzył ważną trojkę - stwierdził Berisha, mając na myśli rzut, po którym Francuz z polskim paszportem przełamał włocławian (75:73) na półtorej minuty przed końcem.

Ostatecznie PGE Turów wygrał piątkowy mecz 84:79 i tym samym nadal ma szansę na pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym. Anwil z kolei w dalszym ciągu nie może być pewny swojej bytności w górnej części tabeli przed kolejną fazą. - Oczywiście, przegraliśmy te zawody, więc nie możemy być zadowoleni. Jednocześnie jednak uważam, że zagraliśmy dobre zawody, a przegrać z Turowem to żaden dyshonor. Przez cały mecz bardzo dobrze broniliśmy, a wynik jest wysoki, bo graliśmy dodatkowe pięć minut. Myślę, że musimy wyciągnąć wnioski z tej porażki i w kolejnych spotkaniach zagramy na pewno lepiej - stwierdził na koniec Berisha.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×