Koniec ery "Wielkiej Trójki" z Bostonu?

Latem 2007 roku Boston Celtics z jednego z najsłabszych zespołów w lidze, za sprawą sprowadzenia Kevina Garnetta i Ray'a Allena przeobrazili się w ekipę kompletną, która rok później sięgnęła po mistrzowski tytuł. Czy ta era "Celtów" dobiega już końca?

Wyżej wymienieni koszykarze, wraz z Rajonem Rondo i innymi członkami mistrzowskiej drużyny z 2008 roku byli dla kibiców czymś więcej, niż tylko drużyną. Byli uosobieniem "celtic pride", specyficznej dumy fanów Celtics, wiążącej się z bogatą historią i licznymi sukcesami. Grali twardo w defensywie, co zawdzięczali Timowi Thibodeau, który odszedł później trenować Chicago Bulls i stali się synonimem walki i nieustępliwości. Obecnie chyba nikt w Bostonie nie wyobraża sobie, by ktoś z trójki Ray Allen-Kevin Garnett-Paul Pierce nie biegał w zielonej koszulce. Nikt poza jedną osobą.

Jest nią Danny Ainge, generalny manager C's, który sprowadził "Sugar Ray'a" i "KG" za sprawą dwóch spektakularnych transferów i to on był autorem składu, który zdobył mistrzostwo NBA w 2008 roku. Teraz chce położyć temu kres.

W wywiadzie udzielonym New York Daily News Ainge zapytany o ewentualny rozbrat z "Wielką Trójką" odpowiedział krótko - Musimy pójść dalej. Spójrzmy w oczy rzeczywistości.

Pójście dalej oznacza pożegnanie z którymś z członków tercetu, a może nawet ze wszystkimi. Obecnie mają łącznie ponad 100 lat i ich kariery niechybnie mają się ku końcowi. Choć dla fanów Celtics może się to wydać okrutne, Ainge chce dla tej drużyny dobrze i spróbuje ugrać na swoich gwiazdach jak najwięcej, póki jest to jeszcze możliwe.

Komentarze (0)