Pierwsze koty za płoty - rozmowa z Michałem Michalakiem, zawodnikiem ŁKS-u Łódź

Michał Michalak udanie zadebiutował w barwach ŁKS-u Łódź. Młody zawodnik zdobył 31 punktów, ale nie pomogło to jego drużynie w odniesieniu zwycięstwa. ŁKS wysoko uległ Siarce Jezioro Tarnobrzeg.

Kamil Górniak: Rozegrał pan chyba najlepszy mecz jeśli chodzi o zdobycz punktową. Nie dało to jednak zwycięstwa. Dlaczego tak się stało?

Michał Michalak: Po ochłonięciu, to mogę powiedzieć, że zagraliśmy dość słaby mecz. Siarka lubi grać bardzo szybko, szybkim atakiem. My wracaliśmy słabo do obrony. Rozgrywają też dużo pojedynków jeden na jeden, a my je przegrywaliśmy. Tutaj trzeba powiedzieć, że nasza drużyna jest trochę w przebudowie, bo przyszli nowi zawodnicy, więc myślę, że "pierwsze koty za płoty". Będzie dobrze. Dalej będziemy się zgrywać i będziemy dalej pracować, żeby nasze mecze były lepsze.

Do przerwy zdobył pan 26 punktów. Później zawodnicy Siarki Jezioro zaczęli bardziej pana kryć i już nie było wielu czystych sytuacji.

- To prawda. Wiadomo, że każdy patrzy na dyspozycję przeciwnika. Ja miałem dość dobrą dyspozycję w pierwszej połowie. W drugiej połowie starałem się więcej szukać partnerów, ponieważ wiadomo, że obrona była trochę bardziej skupiona na mnie, no i starałem się, żeby nie grać samemu, bo to nie na tym polega. W drugiej połowie znowu straciliśmy parę punktów. Oni zrobili większą przewagę i poszło tak, jak poszło. Wiadomo, jedna osoba meczu nie wygra. Przecieramy się. Dalej będzie lepiej.

To była jedenasta porażka ŁKS z rzędu. Nie wygląda to na razie zbyt dobrze.

- No tak, nie wygląda to dobrze. Na razie staramy się takim składem, jakim jesteśmy. Będziemy robili wszystko, żeby wygrać jakieś mecze. Jesteśmy drużyną, w której jest dużo walczaków, którzy przede wszystkim ambicją i walką potrafią coś na parkiecie zdziałać. Tym będziemy się starali jak najwięcej ugrać.

Trochę trafił pan z deszczu pod rynnę. W Politechnice były problemy finansowe. W ŁKS nie jest lepiej.

- Jestem na takim etapie kariery, że nie zwracam większej uwagi na moje problemy finansowe. Teraz zarabiam jakieś tam pieniądze i to nie jest moja główna motywacja do gry. Ja się cieszę koszykówką. To będzie w przyszłości moja praca, ale to przede wszystkim jest to, co kocham robić.

W Warszawie było podobnie - tam było także dużo młodych zawodników. Stworzyliście pewien rodzaj kolektyw, bo graliście ze sobą sporo czasu. W Łodzi będzie podobnie?

- Tak. Ja jestem z Pabianic, ale w Łodzi zaczynałem swoją prawdziwą karierę i cieszę się, że mogłem tutaj wrócić. Dostałem szansę od prezesa i trenera. Dobrze się czuję w tej drużynie i fajnie, że mam taką możliwość gry w jakby większej roli. Będę starał się to wykorzystywać. Mam nadzieję, że będziemy grali lepiej. To jest pierwszy mecz, więc ciężko oceniać. Zobaczymy jak będzie w następnych.

Wracając jeszcze do tego pańskiego przejścia do Łodzi. Jakie były prawdziwe motywy tych przenosin?

- Nie chodzi o żadne względy finansowe. Wróciłem do domu, do klubu, w którym zaczynałem swoją przygodę z koszykówką i cieszę się, że mogę tutaj dostać szansę. Staram się ją wykorzystywać jak najlepiej. Widać, że jak na razie dostaje trochę więcej minut, niż w poprzednim klubie i mam sporą swobodę i staram się pomóc partnerom, żebyśmy grali lepiej i samemu grać lepiej.

Co trzeba zmienić w waszej grze, aby przynajmniej starać się wygrywać mecze? Takie przegrywanie każdego meczu 20-30 punktami jest chyba bardzo deprymujące.

- Myślę, że musimy się zgrać lepiej w obronie. Jeżeli nie możemy wygrać jeden na jeden, to musimy lepiej grać w zespołowej obronie. To jest głównie to, czym przegraliśmy ten mecz. Jakieś tam punkty rzuciliśmy, ale oni rzucili nam 100 punktów, więc ciężko jest rzucić więcej od nich. Tutaj głownie chodzi o obronę i zgranie się zespołu. To jest pierwszy mój mecz w tej drużynie. Przegraliśmy dużą różnicą punktów. Obrona była słaba i to trzeba poprawić na pewno.

Odnośnie finansów. Są problemy w Warszawie i Łodzi, a to duże miasta. Mogłoby się wydawać, że takim miastom jest łatwiej o pieniądze. Z czego to wynika?

- Duża rolę odgrywa chęć samego miasta w pomocy drużynom. Ponieważ w takich miastach jest to spowodowane też tym, że jest dużo innych sportów, które są bardziej popularne i pieniądze idą nie w tę stronę, w którą powinny. Są problemy finansowe tych drużyn, bo nie ma dużego zainteresowania miasta. W takich miastach, jak Tarnobrzeg - w tych mniejszych, gdzie jest to dyscyplina wiodąca, pieniądze mogą iść w jednym kierunku.

Komentarze (0)