Zimno, pusto i cicho - relacja z meczu ŁKS Łódź - AZS Politechnika Warszawska

Akademicy z Warszawy okazali się lepsi od koszykarzy Łódzkiego Klubu Sportowego w niedzielnej potyczce dwóch najsłabszych zespołów Tauron Basket Ligi.

Piotr Ciesielski
Piotr Ciesielski

Przygnębiające wrażenie można było odnieść w niedzielę, wchodząc do łódzkiej Atlas Areny na mecz ostatniej kolejki fazy zasadniczej Tauron Basket Ligi. Co prawda w hali było o ok. 30 stopni Celsjusza cieplej niż na zewnątrz, to jednak do komfortu oglądania meczu koszykówki w cieple, brakowało wiele. Nie można było liczyć także na to, że gorącą atmosferę stworzą kibice, których na trybunach pojawiła się zaledwie garstka. Z kolei cisza, panująca podczas zawodów i fakt, że rozmowy zawodników rezerwowych, trenerów czy sędziów, usłyszeć można było w całej hali, powodowały, że absolutnie nie czuło się atmosfery meczu ekstraklasy, a bardziej przypominało to sparing i to niższych kategorii wiekowych.

Zaraz po rozpoczęciu spotkania, inicjatywę przejęli goście z Warszawy. Najaktywniejsi na parkiecie byli Mateusz Ponitka i Patryk Pełka, na których recepty nie mogli znaleźć gracze ŁKS-u. Przewaga AZS-u szybko urosła do ok. 15 punktów, gdyż gospodarze mieli także poważne problemy z akcjami ofensywnymi. Mocno kryty był Michał Michalak, którego doskonale zna zarówno trener, jak i cały zespół ze stolicy. Nie było więc mowy o tym, aby ten młody zawodnik powtórzył swój wyczyn z ostatniej kolejki, kiedy to zdobył 31 punktów.

Końcówka drugiej odsłony przyniosła jednak nagły zryw w grze podopiecznych Piotra Zycha, którzy szybko odrabiali straty. Trener ekipy Politechniki Warszawskiej Mladen Starcević najpierw dość spokojnie przyglądał się wydarzeniom na boisku, nie biorąc przysługujących mu przerw na żądanie, ale ostatnie minuty tej kwarty, podczas których ŁKS zniwelował straty do 1 "oczka" spowodowały kilka "soczystych słownych wiązanek" w dwóch językach, którymi skwitował grę swoich podopiecznych szkoleniowiec gości.

Koncentracji ŁKS-owi wystarczyło jedynie do przerwy, a początek trzeciej kwarty to kolejny "odskok" w wykonaniu ekipy AZS-u PW. Celne rzuty z dystansu i mocna obrona spowodowały, że scenariusz był podobny do pierwszej kwarty, a więc szybkie, kilkunastopunktowe prowadzenie gości. Znów jednak łodzianie mieli szansę na powrót do meczu, jednak nie zdołali jej wykorzystać.

Akcję meczu, ale w negatywnym znaczeniu tego wyrażenia, zaliczył bowiem w czwartej kwarcie Jarosław Mokros. Mając na swoim koncie 2 przewinienia, zaledwie kilkanaście sekund później, zmuszony był do opuszczenia boiska. Podczas akcji rzutowej sfaulował on Bartłomieja Szczepaniaka, po czym otrzymał dwa przewinienia techniczne. W efekcie tego, zawodnik ŁKS-u wykonywał aż 6 rzutów wolnych, z czego wykorzystał 5 i spowodował, że ponownie wynik był "na kontakcie". W decydujących fragmentach więcej zimnej krwi zachowali jednak goście. Ciężar gry na swoje barki wzięli doświadczony Leszek Karwowski i reprezentant Polski Piotr Pamuła i zwycięstwo zespołu z Warszawy nie było zagrożone.

ŁKS Łódź - AZS Politechnika Warszawska 65:77 (16:25, 19:11, 13:25, 17:16)

ŁKS: Szczepaniak 18, Dłuski 16, Trepka 8, Bartoszewicz 6, Michalak 6, Zyskowski 4, Kenig 4, Sulima 3, Malesa 0.

AZS PW
: Pełka 17, Ponitka 15, Karwowski 10, Nowakowski 9, Pamuła 9, Mokros 6, Popiołek 4, Nowicki 4, Wilczek 3, Kowalczyk 0, Kucharek 0.

Sędziowali: Ziemblicki, Białas i Nowak.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×