Nasza hala jest magiczna - rozmowa z Hubertem Mazurem, graczem Polonii Przemyśl

W niedzielny wieczór po dramatycznej końcówce przemyska Polonia pokonała na swoim parkiecie SIDEn Toruń 85:84. Jednym z najlepszych zawodników całego widowiska okazał się być Hubert Mazur, który w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada o jego przebiegu oraz ogólnych wrażeniach.

Adam Popek: W minionej kolejce zgotowaliście swoim kibicom prawdziwy horror, ale patrząc na samo zakończenie to można powiedzieć, że dokonaliście rzeczy niesamowitej.

Hubert Mazur: Zgadza się i uważam, że właśnie dlatego sport jest taki piękny. W naszym spotkaniu z SIDEn-em emocje były w zasadzie do końca i myślę, że na pewno zyskało na tym widowisko. Nie da się ukryć, iż wielu pewnie nie wierzyło w możliwość odwrócenia losów rywalizacji, ale ja miałem przeczucie, że w końcówce może zdarzyć się jeszcze coś bardzo ciekawego. I jak się można było przekonać, rzutem na taśmę zdołaliśmy osiągnąć korzystny rezultat, który przyniósł nam dwa cenne punkty. Na pewno bardzo się z tego cieszymy, bo gdybyśmy przegrali ten mecz to nasza sytuacja mocno by się skomplikowała, a przecież walczymy o play off.

Wasz przeciwnik przed tym pojedynkiem był pod ogromną presją. Przegrał ostatnie 7 spotkań i zapowiadał, że za wszelką cenę będzie chciał przełamać złą passę właśnie na Podkarpaciu.

- Wiedzieliśmy, że torunianie będą gryźć parkiet i byliśmy gotowi na taki scenariusz. Zresztą mimo tej niechlubnej serii SIDEn wciąż tworzy silny kolektyw, w szeregach którego znajduje się wiele klasowych koszykarzy, dlatego też staraliśmy się jak najlepiej nastawić do tego starcia. Myślę, że między innymi dzięki temu ambitnie walczyliśmy do ostatnich sekund i teraz możemy rozmawiać o sukcesie.

Prawdą jest, że w przypadku porażki najprawdopodobniej wypadlibyście z "ósemki".

- Dokładnie, tym bardziej, że wyniki sobotnich pojedynków nie były dla nas korzystne. Zwycięstwa odniosły drużyny SKK Siedlce i AZS-u Kutno, z którymi jak sądzę przyjdzie nam bezpośrednio konkurować o miejsca wśród ośmiu najlepszych zespołów zaplecza ekstraklasy. W związku z tym też zarówno teraz, jak i w najbliższej przyszłości nie możemy pozwolić im na ucieczkę w generalnej klasyfikacji. Na pewno ważne jest to, że z nimi akurat zmierzymy się na własnym parkiecie, co daje nam już pewną przewagę, ale oprócz tego w każdej kolejce musimy walczyć o wygrane nawet jeśli wymagają one tak dużego poświęcenia. I mam tu na myśli również starcia wyjazdowe, które można powiedzieć, że są liczone za cztery punkty.

To paradoks, ale mecz z zespołem z Torunia właściwie od początku układał się nie po waszej myśli.

- Tak i w dużej mierze przyczyniła się do tego nasza słaba obrona. Zresztą w ogóle w pierwszej połowie ta formacja zawodziła u nas najbardziej. Pozostawialiśmy przeciwnikowi zbyt wiele wolnego miejsca, pozwalaliśmy by nawet w trudnych sytuacjach znalazł pozycje do rzutu, co nie mogło mieć pozytywnego przełożenia na ogólny rezultat. Najlepszym potwierdzeniem tego był fakt, że przez dwadzieścia minut straciliśmy blisko 50 punktów, a to zdecydowanie za dużo. Po zmianie stron na szczęście nasza postawa uległa zdecydowanej poprawie i rywalizacja zaczęła być nieco bardziej wyrównana. Rywal natomiast w pewnym momencie myślał, że już nie zdołamy mu zagrozić, tymczasem rzeczywistość brutalnie sprowadziła go na ziemię.

Ten słaby początek wynikał z braku koncentracji?

- Bardzo możliwe. Wbrew pozorom SIDEn niczym nas nie zaskoczył, to my zaprezentowaliśmy się zdecydowanie poniżej oczekiwań i długo nie potrafiliśmy rozwinąć skrzydeł. Myślę, że zbyt małe skupienie oraz trochę gapiostwa złożyło się na to wszystko i po 20 minutach nasze położenie nie było komfortowe.

Generalnie rzecz biorąc do takich nerwów w końcówce wcale nie musiało dojść. W trzeciej kwarcie bowiem, objęliście na chwilę prowadzenie i stanęliście przed szansą na wypracowanie bezpiecznej przewagi.

- Faktycznie mieliśmy wtedy możliwość odskoczyć na pewien dystans. Dość szybko odrobiliśmy około dziesięciopunktową stratę i byliśmy na fali. Gdyby kilka rzutów więcej naszego autorstwa znalazło drogę do kosza to pewnie jeszcze przed decydującą batalią bylibyśmy na czele. Jednakże kilka następnych akcji okazało się nieskutecznych i całe starania nie przyniosły takiego efektu, jakiego oczekiwaliśmy. Goście natomiast w międzyczasie nie mieli takich problemów i ponownie byli lepsi o te parę "oczek". Najważniejszy jednak był koniec spotkania, który o przyniósł ostateczne rozstrzygnięcie. Troszkę szczęścia trzeba mieć w sporcie…

Troszkę?

- Nie jest tak, że tylko nam ono przyświecało. Moim zdaniem SIDEn miał spory fart już od pierwszych minut, jego gracze trafiali przecież wiele wręcz szalonych rzutów. Zza linii 6,75 m nie mylił się Dawid Przybyszewski nominalnie występujący na pozycji centra, w końcówce zaś z okolic ósmego metra celnie przymierzył Dawid Witos, mimo iż nie miał specjalnie przygotowanej dla siebie pozycji. Oczywiście mówiąc to nie podważam ich umiejętności. Wręcz przeciwnie, mieliśmy świadomość jak wiele znaczą oni dla swojego teamu, ale prawdą jest że mnóstwo punktów zdobyli oni po niekiedy wariackich zagraniach. Przez chwilę pomyślałem nawet, że to im los bardziej sprzyja.

Tymczasem okazało się, że jest zupełnie odwrotnie.

- Patrząc na finisz to i owszem. Ta nasza hala naprawdę jest magiczna, tutaj jak widać potrafimy dokonać wielkich rzeczy i bardzo cieszymy się, że po raz kolejny mogliśmy w niej zwyciężyć. Zresztą na własnym parkiecie akurat nie zawodzimy. W obecnym sezonie w Przemyślu wygrał tylko Sokół Łańcut i mam nadzieję, że do końca rozgrywek już się to nie zmieni.

Zrehabilitowaliście się zatem za porażkę w Pruszkowie w najlepszy możliwy sposób.

- Nie chciałbym wracać już do tego meczu. Zagraliśmy wtedy po prostu słabo i dotyczy to każdego elementu koszykarskiego rzemiosła. Potem powiedzieliśmy sobie kilka słów na temat popełnionych błędów i próbowaliśmy jak najszybciej zapomnieć o całym niepowodzeniu. Nie możemy bowiem, w nieskończoność rozpamiętywać przykrych sytuacji i dopuszczać do tego, by siedziały one w naszych głowach. Ostatnie dni poświęciliśmy tylko i wyłącznie na przygotowanie się do niedzielnego spotkania i jak widać przyniosło to efekt.

Teraz z kolei przyjdzie wam zmierzyć się na drugim końcu Polski z AZS-em Szczecin.

- Wiemy, że to bardzo trudny teren, dlatego też planujemy solidnie przyłożyć się do pracy po to, aby być w pełni formy na spotkanie z nimi. "Akademicy" na swoim parkiecie w tej edycji rozgrywek, co prawda jeszcze nie przegrali, ale wierzę, że w kolejnym tygodniu to się zmieni.

Źródło artykułu: