Michał Fałkowski: 10. pozycja, którą zajęliście na koniec sezonu zasadniczego, to na pewno nie jest ta lokata, o której myśleliście przed rozpoczęciem sezonu...
Michael Hicks: Nie da się ukryć. Gdybyśmy rozmawiali przed sezonem na pewno nie mówilibyśmy o 10. pozycji jako o tej, która jest naszym celem.
Niemniej jest to stan faktyczny…
- Tak. 10 miejsce to pozycja, z której startujemy przed drugą rundą kiedy liga podzieli się na dwie grupy i cóż... mamy 14 meczów do rozegrania, więc cały czas mamy nadzieje, że sezon nie jest tak naprawdę stracony. Zresztą, to wpajano nam od najmłodszych lat: nie wolno się poddawać, trzeba walczyć do samego końca. Te najprostsze zasady stają się teraz dla nas bardziej realne niż kiedykolwiek.
Ciężko jest być w zespole, który przegrywa dwukrotnie więcej meczów, niż wygrywa?
- Bardzo ciężko, tym bardziej dla mnie, bowiem nigdy wcześniej, w całej mojej karierze, nie byłem w takiej sytuacji. To mój pierwszy raz, kiedy jestem w zespole, który w większości przypadków przegrywa, ale to bardzo pouczające doświadczenie. Pozwala nabrać dystansu do pewnych rzeczy, a także uczy pokory. Jednakże myślę sobie, że ważniejsze od naszych obecnych rezultatów jest to, czy będziemy umieli pozbierać się w drugiej części sezonu i jednak zakończyć go pozytywnie.
Zapytam cię jako najbardziej doświadczonego koszykarza w zespole i dodatkowo jako koszykarza, który jest silnie związany ze Starogardem Gdańskim - kto jest winien takiej sytuacji, że kończycie sezon zasadniczy z bilansem 8-16?
- Myślę, że w 50 procentach winny jest klub, a w drugich 50 procentach ja. Niestety, to boli, ale taka jest prawda. Jestem zdania, że klub nie stanął na wysokości zadania i nie poukładał wszystkich elementów tak, jak powinny być one ułożone. Mówię oczywiście o poukładaniu wszystkiego w dobry zespół. Od początku sezonu nie było sytuacji, że mielibyśmy pięciu, ba, nawet czterech koszykarzy na jednakowym, mocnym poziomie. Co więcej, na samym początku nie mieliśmy solidnego rozgrywającego i to był wielki błąd. Natomiast co do mnie - wiem, że jestem w stanie grać zdecydowanie skuteczniej, choć uważam, że pod skrzydłami nowego trenera (Wojciecha Kamińskiego - przyp. M.F.) i tak prezentuję się lepiej, niż na początku.
Czyli lepiej, niż pod skrzydłami trenera Zorana Sretenovicia, który został zwolniony. No właśnie, zwolnienie Serba, potem ciągłe zawirowania w składzie włączając w to przyjście i odejście Tony’ego Weedena - która zmiana była kluczowa jeśli chodzi o odbicie się na formie zespołu w sposób negatywny?
- Zwolnienie trenera, przynajmniej według mnie. Myślę, że klub powinien był zwolnić trenera Sretenovicia wcześniej i nie dopuścić do sytuacji, do której niestety doszło. W zeszłym sezonie już po bilansie 0-4 mieliśmy zmianę na tym stanowisku, a w tych rozgrywkach? Dopiero, gdy dobiliśmy do niechlubnego 1-7 nastąpiła zmiana. Poza tym inne zmiany personalne też nie wpłynęły korzystnie na naszą ekipę. Wydaje mi się, że tak naprawdę tylko Tony Weeden wzmocnił nas w sposób znaczący i szkoda, że go już z nami nie ma. W tym sezonie było jednak wiele błędnych decyzji, na przykład sprowadzenie Patricka Okafora. Potrzebowaliśmy centra z prawdziwego zdarzenia, a tymczasem... cóż, powtórzę - było wiele złych decyzji.
Żeby nie było jednak tak traumatycznie - nie wydaje ci się, że ten bilans byłby zdecydowanie lepszy, gdyby w kilku spotkaniach dopisało wam po prostu szczęście? Jedna piłka w koszu więcej, jedna zbiórka dzieliła was od wygranych meczów z Anwilem, Treflem, Kotwicą, Zastalem czy Siarką Jezioro...
- Tak, coś w tym może być. Ale z drugiej strony nic nie dzieje się bez przyczyny. Gdybyśmy grali skutecznie w tamtych spotkaniach, nie potrzebowalibyśmy tych pojedynczych rzutów, zbiórek czy innych rzeczy. Gdybyśmy mieli formę, po prostu wygralibyśmy te mecze.
Wcześniej powiedziałeś, że 50 procent winy leży po twojej stronie. I to mówi najskuteczniejszy koszykarz zespołu ze średnią 13 oczek?
- A jak mam mówić? Ten sezon pod względem indywidualnym jest dla mnie w porządku, a w porównaniu z poprzednimi rozgrywkami, kiedy notowałem przeciętnie 12,3 punktu, nawet bardzo dobry, z tym, że wtedy potrafiliśmy wygrywać mecz za meczem, a teraz jest inaczej. Cały czas mam jednak nadzieję, że moja średnia dobije mniej więcej do 14 punktów i to korzystnie odbije się na grze całego zespołu.
Odpowiada ci rola, nazwijmy to, jokera wchodzącego do gry z ławki rezerwowych? To pierwszy taki sezon, odkąd dołączyłeś do Polpharmy, kiedy wychodzisz do gry z ławki rezerwowych.
- A co to oznacza - bycie jokerem z ławki rezerwowych (śmiech)? Dla mnie nigdy nie miało znaczenia to, kto zaczyna mecz. Zdecydowanie bardziej istotne jest to, kto ten mecz kończy na parkiecie, a kto siedzi wtedy na ławce rezerwowych. Jeśli trener uznał, że dam więcej korzyści zespołowi grając z ławki, jestem w stanie zaakceptować tę rolę.
Teraz przed wami dwa tygodnie przerwy, a potem druga część sezonu. Jaki jest cel Polpharmy?
- Mamy 14 meczów do rozegrania w drugiej części sezonu i koncentrujemy się na każdym z nich, ale pojedynczo. Krok po kroku, mecz po meczu, wierzymy, że możemy wspiąć się po szczeblach ligowej hierarchii i dzięki temu przystąpimy do fazy play-off. A czy to będzie siódma czy ósma pozycja - nie ma żadnego znaczenia.
W drugiej fazie będziecie mierzyli się tylko i wyłącznie z drużynami z miejsc 6-13. To sprawi, że ta runda będzie łatwiejsza, czy trudniejsza?
- Myślę, że trudniejsza, bo mam wrażenie, że my nie mieliśmy problemów z grą przeciwko teoretycznie lepszym zespołom. To znaczy, nie mieliśmy problemów z motywacją przed tymi spotkaniami i często walczyliśmy w nich do samego końca. Teraz będziemy rywalizować z ekipami o podobnym potencjale i podobnych celach. To sprawi, że łatwo na pewno nie będzie.
Czy w Starogardzie Gdańskim pamięta się jeszcze tę atmosferę, która towarzyszyła klubowi po zdobyciu SuperPucharu Polski? Czy fani będą jeszcze mieli okazję świętować cokolwiek w tym sezonie?
- Bardzo dobrze pamiętam tamto wydarzenie i tamtą radość. Ale czy będzie nam dane odnieść jeszcze jakiś sukces? Ciężko jest w tej chwili cokolwiek powiedzieć.
Sretenovicia trzeba było zwolnić wcześniej - wywiad z Michaelem Hicksem, graczem Polpharmy
Polpharma Starogard Gdański zawodzi w tym sezonie na całej linii. Jak to możliwe, że zespół, który rok temu zdobył Puchar Polski, a w tym sezonie SuperPuchar, uplasował się dopiero na 10. pozycji pytamy Michaela Hicksa, Amerykanina od trzech lat związanego ze starogardzkim klubem. A ten nie stroni od bardzo szczerych odpowiedzi specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.
Źródło artykułu: