Na półmetku sezonu dyspozycja Miami Heat jest kapitalna. Żar wygrywa ostatnio wszystko, a na dodatek robi to bardzo efektownie. Każde z siedmiu ostatnich triumfów zostało odniesione z co najmniej 12-punktową przewagą. We wtorek na Florydzie poległo Sacramento Kings, które jeszcze po pierwszej kwarcie prowadziło 32:26.
W kolejnych odsłonach swój koncert rozpoczęli liderzy Żaru - Dwyane Wade (30 pkt) i LeBron James (18 pkt), których dwójkowe akcje po raz kolejny były okrasą spotkania. 20 punktów dorzucili Chris Bosh oraz Mario Chalmers, który trafił sześć trójek. Z kolei Udonis Haslem awansował na drugie miejsce wśród najlepiej zbierających zawodników Heat w historii klubu.
- Wiemy, że większość drużyn na mecze przeciwko nam mobilizuje się jeszcze bardziej i gra jeszcze lepiej. Jeśli jednak jesteśmy w stanie przez cztery kwarty grać na swoim poziomie, to będzie kontynuowali to co prezentujemy obecnie - powiedział James, którego Heat z bilansem 26-7 lideruje w całych rozgrywkach.
Już w środę do Miami zawita New York Knicks z robiącym furorę Jeremym Linem. - Będzie zabawnie i elektryzująco. To może być jeden z najlepiej oglądanych meczów w ostatnich czasach - dodał James.
Bez odpoczywających Tony'ego Parkera i Tima Duncana oraz kontuzjowanych Manu Ginobiliego i Tiago Splittera San Antonio Spurs nie mieli nic do powiedzenia w starciu z Portland Trail Blazers i w niczym nie przypominali drużyny, która wygrała ostatnio 11 meczów z rzędu. W Rose Garden Smugi rozbiły Ostrogi aż 137:97, w pewnym momencie prowadząc nawet różnicą 48 oczek!
- Oni grają, grają i grają. Gdybym nie zrobił tego teraz, myślę, że naraziłbym się na problemy w przyszłości - powiedział Gregg Popovich na temat swoich liderów, którzy oglądali mecz z ławki rezerwowych.
Blazers trafili 15 trójek, a siedmiu ich zawodników zanotowało co najmniej 11 oczek. 21 zdobył LaMarcus Aldridge a 20 dołożył Jamal Crawford, który trafił pięć trójek. Wśród pokonanych 24 oczka i 10 zbiórek zapisał na swoim koncie Kawhi Leonard.
Mimo porażki Spurs (23-10) są druga siłą na Zachodzie.
Dogrywka była potrzebna, aby rozstrzygnąć spotkanie w Indianapolis, gdzie miejscowi Pacers pokonali New Orleans Hornets 117:108. Najlepszy mecz w karierze rozegrał Roy Hibbert, który z 30 punktami i 13 zbiórkami dał sygnał, że jego wybór do zbliżającego się Meczu Gwiazd nie był przypadkowy.
- Mieliśmy swoje szanse w dogrywce, ale nie potrafiliśmy trafić rzutu - ubolewał Monty Williams, szkoleniowiec Szerszeni, które poległy po raz 10 w ostatnich 13 spotkaniach.
21 punktów dla pokonanych uzbierał Trevor Ariza.
Wyniki:
Indiana Pacers - New Orleans Hornets 117:108 po dogrywce
(R. Hibbert 30 (13 zb), P. George 20, D. Collison 18 - T. Ariza 21, J. Jack 19 (10 as), C. Kaman 17)
Cleveland Cavaliers - Detroit Pistons 101:100
(A. Jamison 32 (10 zb), K. Irving 25, A. Gee 16 (11 zb) - B. Knight 24, G. Monroe 19 (11 zb), R. Stuckey 16)
Miami Heat - Sacramento Kings 120:108
(D. Wade 30 (10 as), C. Bosh 20 (10 zb), M. Chalmers 20 - I. Thomsa 24, M. Thornton 23, T. Evans 21 (10 as))
Memphis Grizzlies - Philadelphia 76ers 89:76
(M. Gasol 15 (14 zb), R. Gay 14, O.J. Mayo 13 - J. Holiday 22, L. Allen 14, A. Iguodala 11)
Portland Trail Blazers - San Antonio Spurs 137:97
(L. Aldridge 21, J. Crawford 20, G. Wallace 19 (10 zb) - K. Leonard 24 (10 zb), D. Green 16, C. Joseph 13)