Początek spotkania dla gospodarzy był wyśmienity. Już po kilkudziesięciu sekundach za sprawą niezawodnego Huberta Mazura prowadzili 9:2 i na starcie mogli mówić o komfortowym położeniu. Goście natomiast, sprawiali wrażenie oszołomionych takim biegiem wydarzeń i długo nie potrafili odpowiedzieć na poczynania niżej notowanego rywala. Co prawda pojedyncze udane zagrania zaliczał Piotr Kardaś, ale było to zdecydowanie za mało na doprowadzenie choćby do remisu.
Nie da się ukryć, że Rosa generalnie miała problemy ze sforsowaniem twardej defensywy polonistów. Duża część ich akcji kończyła się bowiem stratami, co nie mogło przynieść pozytywnego efektu. Jednak opiekun ekipy z Mazowsza Mariusz Karol zachowywał spokój i cierpliwie czekał na poprawę dyspozycji swoich podopiecznych. Jak się okazało, ta nadeszła w końcowych minutach kwarty. Dzięki szybkim penetracjom Marcina Kosińskiego i trafieniu Tomasza Pisarczyka ich team przegrywał różnicą zaledwie dwóch "oczek", w związku z czym miejscowi mogli czuć się zagrożeni.
W drugiej odsłonie wyraźnie podbudowani psychiczne radomianie odważnie ruszyli do ataku i notując imponującą serię siedmiu zdobytych punktów z rzędu przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę. "Przemyskie Niedźwiadki" w tym czasie zdawały się na popisy Marka Miszczuka, ale rosły center rodem z Lublina był nieskuteczny spod samego kosza. A jak głosi przysłowie, niewykorzystane sytuacje się mszczą. W myśl tego, w połowie kwarty zupełnie niepilnowany Artur Donigiewicz przymierzył z okolic szóstego metra i wynik brzmiał 38:31 dla jego kolektywu.
Jednakże beniaminek pierwszej ligi ani myślał poddawać się na tym etapie i w końcu znalazł skuteczną broń na oponenta w postaci Bartosza Bala oraz Alexandra Machowskiego. Nominalnie rezerwowi gracze "Lonii" świetnie wprowadzili się na parkiet i ponownie wyprowadzili przemyski klub na prowadzenie, dzięki czemu w trakcie długiej przerwy w jego szatni nie było nerwowo.
Tyle, że po zmianie stron to ekipa z Radomia zaprezentowała nieco lepszy basket. Nadal w jej szeregach wyróżniał się Kosiński, który nie tylko punktował, ale też notował na swoim koncie kolejne asysty. Z jego podań korzystał m in. Pisarczyk. 26-letni koszykarz umiejętnie wypracowywał sobie pozycje rzutowe w polu trzech sekund i ogrywał wolniejszych od siebie centrów z Podkarpacia.
Niespodziewanie korzystna dla Rosy passa skończyła się wraz z wejściem do gry Machowskiego. Prawdziwy joker w talii trenera Macieja Milana trafił zza linii 6, 75 m i w dużym stopniu przyczynił się do tego, że przed decydującą batalią Polonia remisowała z czwartym zespołem tabeli 61:61.
W ostatniej kwarcie obie strony szły łeb w łeb i trudno było przewidzieć, której z nich uda się zadać decydujący cios. Do pewnego momentu wydawało się, że tej sztuki dokona Polonia, która w pewnym momencie była niezwykle bliska triumfu, ale piorunująca końcówka przyjezdnych sprawiła, że to oni ostatecznie zgarnęli komplet punktów. Dla przemyślan przegrana oznacza, że o awans do upragnionej fazy play off będzie im teraz niezwykle trudno i muszą liczyć się z tym, iż po sezonie zasadniczym znajdą się poza pierwszą "ósemką".
Polonia Przemyśl - Rosa Radom 87:88 (25:23, 18:19, 18:19, 26:27)
Polonia: Mazur 21, Mikołajko 18, Miszczuk 14, Machowski 12, Przewrocki 11, Bal 5, Musijowski 4, Bąk 2.
Rosa: Kosiński 21, Donigiewicz 17, Kardaś 16, Pisarczyk 12, Podkowiński 6, Zalewski 6, Nikiel 5, Radke 5
Przeklęta końcówka - relacja z meczu Polonia Budimpex Przemyśl - Rosa Radom
W starciu przemyskiej Polonii z Rosą Radom prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Obie strony długo prowadziły wyrównany bój i jeszcze kilka minut przed końcem nie było wiadomo, kto będzie mógł cieszyć się po końcowej syrenie. Ostatecznie tego zaszczytu dostąpili radomianie, którzy w ostatnich fragmentach zachowali więcej zimniej krwi.