- To jest koszykówka. Zawsze wygrywa ten, który rzuci więcej punktów. W sobotę Spójnia była w lepszej dyspozycji. Trafiała więcej - chwalił rywala po przegranym 69:76 spotkaniu Przemysław Szymański, skrzydłowy Znicza Basket Pruszków. - Staraliśmy się stawiać opór. Parę razy udało się ich przełamać, ale ostatecznie to oni wyciągnęli zwycięstwo - kontynuował.
Mimo wydawałoby się pewnej przewagi stargardzian emocji w końcówce nie zabrakło. Pruszkowianie byli blisko, gdy po trafieniu Andrzeja Misiewicza przegrywali dwoma punktami. - U nas Spójnia walczyła do końca. Tak samo my nie mamy nic do stracenia. Traktujemy każdy pojedynek, jak walkę o mistrzostwo. Jeśli wygramy jeden mecz awansujemy dalej. Przyznaję, że nie chcemy wracać do Pruszkowa. Zobaczymy jednak co przyniesie kolejny dzień - analizował Szymański.
Podkoszowy Znicza w pierwszych dwóch meczach był trudny do upilnowania dla rywali zdobywając dwadzieścia osiem i osiemnaście oczek. Sobotni wieczór należał jednak do innego gracza z Mazowsza. - W naszej drużynie akurat każdy może być liderem. Padło na mnie, że trafiałem. Teraz czynił to Adrian Suliński. U nas każdy może zaskoczyć, ale zawsze miło jest wesprzeć drużynę - stwierdził nasz rozmówca.
Kluczowa przed niedzielnym spotkaniem może okazać się regeneracja. Gracze obu ekip będą mieli dwadzieścia godzin na odpoczynek. - Mamy krótszą ławkę od Spójni. Postaramy się jakoś zamaskować nasze braki - przyznał Szymański.