Piąty mecz tej rywalizacji i czwarty horror w końcówce spotkania. Starcia Zastalu z Czarnymi chyba najlepiej oddały piękno rundy play-off. Z tej serii zmagań, zwycięsko mógł wyjść każdy, i wygrał w zasadzie ten, kto miał minimalne więcej szczęścia. Po tej potyczce, słupszczanie zatem mogą czuć wielki niedosyt, za to w obozie zielonogórskim radość po wygranym meczu, nie znała granic.
Do tej konfrontacji, gracze Mihailo Uvalina przystąpili bez swojego pierwszego centra Kirka Archibeque'a, który zmagał się z anginą. Tym samym w podstawowym składzie, wyszedł Rafał Rajewicz, który od trenera dostawał głównie zadania w defensywie. Spotkanie te nie odbiegało praktycznie niczym od czterech poprzednich. Walka punkt za punkt i niesamowite emocje były efektem podobnych potencjałów obu zespołów. Nie obyło się jednak od wyjątku od reguły, gdyż "Zastalowcy" w drugiej kwarcie postraszyli słupszczan i to dość mocno. Po rzutach osobistych Piotra Stelmacha, miejscowi prowadzili już 41:28, i dla "Czarnych Panter" był to bardzo poważny alarm.
Podopieczni Dainiusa Adomaitisa w obliczu absencji Archibeque'a, znacznie lepiej radzili sobie pod tablicami. 42 zbiórki Czarnych, przy 26 Zastalu, najlepiej to obrazują. Między innymi dzięki większej ilości centymetrów, drużyna gości zaczęła odrabiać straty. W 28 minucie, zielonogórzanie prowadzili już tylko 55:53. Taki rezultat znów zapowiadał wielkie emocje w końcówce. Komu w tym momencie, w głowie przewinęła się taka myśl, wcale się nie mylił. Ostatnie sekundy czwartej kwarty znów musiały decydować o losach spotkania.
W tej części potyczki, Zastal przez większość czasu zachowywał minimalne prowadzenie. Każdy błąd zielonogórzan, czy zryw Czarnych, mógł przechylić przewagę na stronę ekipy przyjezdnej. I tak też się stało. W 38 minucie zza linii 6,75 m nie mylił się Darnell Hinson, dając słupskiemu teamowi prowadzenie 70:69. W tym momencie w hali CRS zrobiło się bardzo gorąco. W zasadzie każdy rzut mógł być tym na wagę awansu do półfinału. Sprawę z tego sobie zdawał rozgrywający zielonogórzan Walter Hodge, który jak na lidera drużyny przystało, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Na 24 sekundy przed zawyciem końcowej syreny, Portorykańczyk, popisał się indywidualną akcją, po której Zastal prowadził 73:71. Zespół gości musiał szybko odpowiedzieć, ale rzut Hinsona za trzy na 15 sekund przed końcem, nie znalazł drogi do kosza. Po tej próbie Amerykanina, piłkę zebrali zielonogórzanie, po czym wymusili jeszcze faul. Dwa rzuty osobiste na tyle samo punktów zamienił Kamil Chanas, a Czarni zdobyli jeszcze dwa "oczka". Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 75:73.
Zastal Zielona Góra - Energa Czarni Słupsk 75:73 (25:20, 18:12, 17:21, 15:20)
Zastal: Walter Hodge 24, Kamil Chanas 20, Uros Mirkovic 9, Marcin Sroka 9, Marcin Flieger 6, Piotr Stelmach 5, Rafał Rajewicz 2, Thomas Mobley 0.
Energa: Stanley Burrell 27, Scott Morrison 11, Darnell Hinson 10, David Weaver 9, Zbigniew Białek 6, Paweł Leończyk 6, Krzysztof Roszyk 2, Mantas Cesnauskis 2, Paweł Kikowski 0.