Radomianie rozpoczęli od mocnego uderzenia, prowadząc przez całą pierwszą połowę różnicą kilku punktów. Start nie zdeprymował się takim obrotem spraw. - Przetrzymaliśmy natarcie Rosy - zaznacza Paweł Turkiewicz. Jak podkreśla, faza play-off rządzi się swoimi prawami. - Nieważne, czy prowadzi się trzydziestoma, czy jednym punktem. I tak w ostatecznym rozrachunku liczy się wygrana, nawet najmniejszą różnicą.
Goście byli bardziej zdeterminowani w kluczowych momentach. Zachowali również więcej "zimnej krwi", w dogrywce nie zadrżała im ręka. - Zadecydowała determinacja - przyznaje opiekun. Zwraca również uwagę na wsparcie ze strony zawodników rezerwowych. - Pomogli ci, którzy weszli z ławki, a mniej grali w tym sezonie. Mowa o Marcinie Malczyku czy Krzyśku Krajniewskim - szkoleniowiec chwali podopiecznych. To właśnie drugi z wymienionych graczy swoim rzutem na nieco ponad sekundę przed zakończeniem regulaminowego czasu doprowadził do dogrywki.
Opiekun gdynian wydaje się jednak bardzo spokojny. Tuż po ostatniej syrenie w ogóle na jego twarzy nie zagościł uśmiech. - Na razie jest 2:1 dla nas, ale walka się jeszcze nie skończyła. W niedzielę mamy kolejny mecz i jeśli wygramy, to wtedy będziemy cieszyć się z awansu - wyjaśnia.
- Cieszymy się z tego, że dzięki temu zwycięstwu odzyskaliśmy atut własnego parkietu - dodaje Paweł Turkiewicz. W razie porażki w czwartym spotkaniu, decydujący o wejściu do ekstraklasy pojedynek zostanie rozegrany w najbliższą środę w Trójmieście.