W spotkaniu numer trzy gospodarze wypuścili z rąk olbrzymią szansę. Mając przez niemal cały mecz kilkupunktową przewagę, dosłownie w ostatnich sekundach dali się "dogonić". Start zremisował, a w dogrywce wykorzystał podarowaną mu przez rywali szansę i odniósł zwycięstwo.
Po zakończeniu czwartego pojedynku, który padł łupem gdynian i mogli oni cieszyć się ze zwycięstwa, a co za tym idzie - awansu do Tauron Basket Ligi - kapitan Rosy, Piotr Kardaś, rozpoczął swoją wypowiedź od gratulacji dla ekipy z Trójmiasta. - Myślę, że przegraliśmy ten finał w sobotę. Mieliśmy dużą przewagę, jednak w końcówce ją roztrwoniliśmy. Na takim poziomie to się nie powinno zdarzać, ponieważ kończy się bardzo źle - podkreślił.
W niedzielnym pojedynku "Lary" zaprezentował się, zresztą jak niemal wszyscy pozostali zawodnicy radomskiego zespołu, dużo słabiej niż dzień wcześniej. Świadczy o tym zaledwie 5 punktów na jego koncie, o 7 mniej niż w sobotę. Co prawda bardzo dużą zdobycz zanotował Artur Donigiewicz (25 "oczek" przy siedemnastu w trzecim meczu), lecz o braku pomocy ze strony kolegów świadczy jego skuteczność - tylko 8 trafionych rzutów z gry na 21 oddanych.
Podobnie rzecz miała się m.in. z Marcinem Kosińskim, najlepszym strzelcem Rosy w sobotni wieczór. Rzucający zdobył 22 punkty, natomiast w czwartym starciu zaledwie 8 "oczek". Widać jednak było, że radomianie byli mocno podłamani nieszczęśliwą porażką. Wyraźnie "uszło z nich powietrze" i nie znaleźli na tyle motywacji, aby w niedzielę nawiązać w miarę wyrównaną walkę.