Już na pół godziny przed rozpoczęciem spotkania, trybuny Szczecińskiego Domu Sportu pokazywały, jak bardzo kibice w Szczecinie stęsknili się za basketem na poziomie zaplecza ekstraklasy. Publiczność dopisała. - Jestem pod wielkim wrażeniem tego, co działo się na trybunach. Nie spodziewałem się, że aż tylu ludzi przyjdzie nas oglądać. Trzeba przyznać, że gorąco nas dopingowali - komentuje Jakub Maksymiuk. Jedyne, co pozostało, to usiąść wygodnie i mieć nadzieję na fenomenalne widowisko.
Akademicy bardzo ospale w defensywie i bez pomysłu w ataku, rozpoczęli konfrontację z lublinianami. Fakt ten spowodował, że Start bardzo szybko dorzucał kolejne oczka do swojego konta i uciekał z wynikiem. Trener Czesław Daś próbował ratować sytuację rotacją składu, jednak to nie przyniosło rezultatu. Po pierwszych dziesięciu minutach gry prowadzili podopieczni Dominika Derwisza, 26:14.
Druga odsłona spotkania nie wniosła do obrazu meczu niczego nowego. W dalszym ciągu to drużyna przyjezdna dominowała na parkiecie, stale powiększając przewagę. - Graliśmy skandalicznie, bardzo słabo. Chciałem bardzo serdecznie przeprosić naszych kibiców, mam nadzieję, że już więcej takich meczy nie zagramy - tłumaczy trener gospodarzy, Czesław Daś. Po połowie meczu 48:31 dla Startu Lublin.
Po przerwie szczecinianie zaczęli o niebo lepiej. Stopniowo doganiali rywali. Łukasz Pacocha robił, co mógł, by przerwać dobrą passę przyjezdnych i dać impuls swojej drużynie. Do tego zrywu dołączył też Łukasz Biela. Przewaga zmalała do 9 oczek. Jednak to było wszystko, na co tego dnia było stać podopiecznych Czesława Dasia. Na parkiecie w ekipie gości, szalał Łukasz Wilczek, praktycznie każdy jego rzut wpadał do kosza. A w grę akademików ponownie wkradł się koszmar z pierwszej połowy - niecelne rzuty, głupie straty i faule. - Myślę, że nie poradziliśmy sobie z Wilczkiem, to jest pierwsza przyczyna porażki. Brak realizacji tych założeń, które były nakreślone przed meczem, czyli obrona, komunikacja. Graliśmy skandalicznie, bardzo słabo - zaznacza szkoleniowiec gospodarzy.
W ostatniej odsłonie meczu nie zaszły żadne zmiany. Goście do samego końca kontrolowali przebieg spotkania, w ich szeregi wkradło się nieco luzu. Fakt ten spowodował, że przewaga odrobinę stopniała. W końcówce doszło kilka akcji 2+1 lublinian, a w ten sposób szczecinianie nie mogli wrócić do gry. - Nasza obrona dobrze zafunkcjonowała. Szczecin musiał oddawać rzuty pod naciskiem naszej defensywy, myślę, że w dużej mierze to nam przyniosło sukces. Wypada pochwalić grę 1 na 1 Łukasza Wilczka, który miał za zadanie uprzykrzać życie Łukaszowi Pacosze. Na początku trzeciej kwarty, zeszli to 9 punktów. Udało nam się obronić kilka akcji, wróciliśmy na właściwe tory i już w tym momencie wiedziałem, że nic nam się nie stanie - komentuje Dominik Derwisz. Ostatecznie w meczu pierwszej kolejki AZS Radex Szczecin przegrywa przed własną publicznością ze Startem Lublin, 74:85. Szansa do rewanżu, już w najbliższą środę. Akademicy w Szczecińskim Domu Sportu zagrają z SKK Siedlce. Początek meczu o 18.
AZS Radex Szczecin - Wikana Start Lublin 74:85 (14:25, 17:22, 18:19, 25:18)
AZS: Pacocha 18, Biela 10, Majcherek 9, Linowski 8, Koszuta 7, Pytyś 7, Mielczarek 6, Raczyński 5, Balcerek 2, Maksymiuk 2, Trela.
Start: Wilczek 24, Kowalski 16, Łuszczewski 12, Misiewicz 10, Szczypka 8, Marciniak 7, Celej 6, Ciechociński 2, Sikora.
Pytyś - z jednej strony materiał na kawał centra - trochę za nisk Czytaj całość