"Grupa śmierci" to sformułowanie chyba najlepiej określa stawkę drużyn, które rywalizować będą ze sobą w Grupie A. Są wśród nich Chimki Moskwa, Fenerbahce Stambuł, Pallacanestro Cantu, Panathinaikos Ateny, Real Madryt i Olimpija Lublana. Trudno wskazać jednoznacznie zdecydowanego faworyta w tym zestawieniu, ale eksperci najwięcej szans na awans do Top16 dają ekipom z Hiszpanii i Turcji. Zarówno "Królewscy" i Fenerbahce są wymieniane także w gronie drużyn, które mają powalczyć co najmniej o Final Four.
W Madrycie mierzą bardzo wysoko. Zespół Laso Pablo, budowany jest konsekwentnie od dwóch lat. Co najważniejsze szkielet drużyny z poprzednich rozgrywek pozostał nienaruszony, a jego kadrę uzupełniono kosmetycznymi wręcz zmianami. Największe wzmocnienie, to z pewnością powrót Rudy Fernandeza , który już na początku ubiegłego sezonu występował w barwach "Królewskich", jednak ze względu na zakończenie lockoutu wrócił do NBA. Teraz ma dokończyć to czego nie zdołał zrobić przed rokiem, a więc zdobyć Mistrzostwo Hiszpanii i wygrać Euroligę. Dużym wzmocnieniem może okazać się zakontraktowanie Dontaye Drapera, Amerykanina z chorwackim paszportem, który w reprezentacji tego kraju jest zmiennikiem Roko Ukicia. Real wzmocnił się także pod koszem, gdyż pomimo odejścia Ante Tomicia podpisał umowy z Raffaelem Hettsheimerem i Marcus Slaughterem. W stolicy Hiszpanii pozostali także młodzi, gniewni gry i sukcesów koszykarze: Martynas Pocius, Mirza Begić, Sergio Llul i Nikola Mirotić oraz doświadczeni weterani Felipe Reyes i Carlos Suarez.
Ogromne apetyty na to by namieszać w Eurolidze mają także działacze znad Bosforu. Fenerbahce może być "czarnym koniem” tych rozgrywek. W Turcji postawiono na kolejną rewolucję kadrową. Na jej początku kontrakt podpisał znakomity włoski szkoleniowiec Simone Pianigiani, który w ostatnich latach budował potęgę Montepaschi Siena. Włoch szybko skupił wokół siebie dobrych znajomych z Toskanii – Bo McCalebba, Romaina Sato i Davida Andersena. To jednak nie koniec spektakularnych transferów ekipy znad Bosforu. Korzystając z kłopotów finansowych jakie panują w Grecji pozyskano jednego z lepszych graczy na pozycji silnego skrzydłowego w Europie, Mike Batiste. Z kolei z Armani Mediolan udało się wyrwać bardzo dobrego strzelca Ernesta Bremera. Siła ofensywna Turków musi robić wrażenie, pytanie tylko, czy nie zawiodą tak jak w poprzednich latach?
Panathinaikos Ateny to chyba największa zagadka w tegorocznej Eurolidze. Po 13 latach pracy z ekipą "Koniczynek" pożegnał się Zeljko Obradović. Taki stan rzeczy był pochodną trudnej sytuacji finansowej klubu. Bracia Giannakopolousowie będący jego właścicielem od lat noszą się z zamiarem sprzedaży większościowego pakietu akcji, jednak inwestorów póki co brakuje. Ubytki po stronie "Panaty" są ogromne, gdyż na liście strat zapisać należy: Jasekeviciusa, Sato, Keimakoglou, Vougiukasa, Calathesa, Logana i wspomnianego już Mike Batiste. Z drugiej strony "wyrwy" te mają załatać król strzelców hiszpańskiej Liga Endesa Andy Panko, rozgrywający reprezentacji Chorwacji Roko Ukić czy potężnie zbudowany kameruński center z greckim paszportem Sofoklis Schortsanitis. Wydaje się jednak, że krótka ławka rezerwowych może być problemem w walce o czołowe miejsca w grupie A. Warto też podkreślić, że jednym z nielicznych koszykarzy, który pozostał "na dobre i złe" z klubem jest Dimitris Diamantidis, którego nie skusiły nawet bajeczne kontrakty z Turcji i Rosji.
Rimas Kurtinaitis za pierwszy cel obrał sobie awans do Top 16. Chimki Moskwa, bez wątpienia stać na jego realizację. Pomimo tego, że zespół opuścili Thomas Kelati i Michael Gelabele, ekipa z Moskwy za sprawą nowych nabytków w postaci Paula Davisa, K.C Riversa, a przede wszystkim dobrze znanego polskim fanom Petteri Koponena wydaje się jeszcze mocniejsza niż w poprzednich latach.
Ciężkie zadanie czeka z kolei wicemistrza Włoch z Cantu. Podopieczni Andrei Trincheriego dość niespodziewanie, aczkolwiek w pełni zasłużenie wygrali turniej eliminacyjny we włoskim Desio i jako ostatni zespół uzupełnili stawkę grupy A. Zespół z Lombardii czeka jednak szalenie trudne wyzwanie. Zdobywca Superpucharu Włoch nie dysponuje nawet zbliżonym budżetem finansowym w porównaniu z "wielką czwórką" faworytów w tej grupie. Liderem zespołu ma być skrzydłowy reprezentacji Włoch Pietro Aradori. Włosi choć zagrają po raz drugi z rzędu w Eurolidze nie mają tak dużego doświadczenia jak grupowi rywale. Ambicja i wola walki mogą okazać się więc zbyt małymi argumentami w starciu z mocnymi przeciwnikami.
O awansie do najlepszej czwórki przynajmniej w teorii mogą jedynie pomarzyć koszykarze z Lublany. Olimpija od lat boryka się z poważnymi problemami finansowymi. Słoweńcy występują w tych rozgrywkach tylko i wyłącznie za sprawą kontraktu jaki podpisali przed laty ze sternikami Euroligi. Były trener Turowa Zgorzelec, Saso Filipovski nie ma nawet zbytnio czym postraszyć rywali. Średnia wieku w jego zespole to zaledwie 23 lata, a zawodnicy pokroju Teemu Rannikko czy Jana Mocnika nie dają żadnych gwarancji na dobre występy drużyny w tych prestiżowych rozgrywkach. Można zaryzykować raczej stwierdzenie, że Olimpija Lublana w grupie A pełnić będzie rolę "dostarczyciela punktów".