Nie ma mocnych - relacja ze spotkania Śląsk Wrocław - MKS Dąbrowa Górnicza

W szlagierze całej rundy rozgrywek zmierzyły się Śląsk Wrocław oraz MKS Dąbrowa Górnicza. WKS po raz kolejny nie pozostawił wątpliwości, kto w danym momencie rządził w I lidze.

W Hali Kosynierka we Wrocławiu zagościł komplet publiczności, który jednak nie zrobił żadnego wrażenia na ekipie przyjezdnych. Goście szybko złapali rytm ofensywny i łatwo punktowali.

Wszystkie szumne zapowiedzi, opisujące starcie Śląska Wrocław z MKS Dąbrowa Górnicza jako szlagier kolejki i rywalizacji nie były wyssane z palca. Było to widać od pierwszych sekund. Naładowany Grzegorz Grochowski udanie wszedł pod koszem z takim impetem, że nieomal staranował jednego z arbitrów.

Po chwili z drugiej strony weteran parkietów, Radosław Hyży, dał przykład poświęcenia dla drużyny - w jednej z akcji "zanurkował" po leżącą na parkiecie piłkę. Mało brakowało, aby po jego podaniu "po ziemi" sekwencja ta zakończyła się efektowną kontrą, ale publiczność i tak nagrodziła wrocławian gromki brawami.

Koszykarze na boisku dyskutowali nie tylko ze sobą, ale i z sędziami, ze znacznie większą intensywnością niż zazwyczaj i widać było, jak obu klubom zależy na tym ważnym z psychologicznego punktu widzenia zwycięstwie. Z tej koszykarskiej wymiany ciosów lepiej wyszedł Śląsk, który wygrał pierwszą kwartę 26:18, w której trafiał ze rewelacyjną skutecznością 67 proc. z gry.

Od tego momentu rozpoczęła się dominacja gospodarzy. Gospodarze zdobyli aż 9 kolejnych punktów na otwarcie drugiej części gry, a prowadzenie sięgnęło pułapu 17 "oczek". WKS spokojnie kontrolował wydarzenia w meczu. Seria punktowa Marcina Fliegera tuż przed przerwą jeszcze zwiększyła przewagę "wojskowych", ale trójka Michała Wołoszyna ustaliła wynik na 50:35.

WKS fantastycznie zaczął też drugą połowę. Łukasz Diduszko wyciągał niemożliwe wręcz piłki na ofensywnej tablicy i punktował, nawet pomimo fauli przeciwników. Między innymi dzięki jego postawie gospodarze wyszli na prowadzenie 61:41, osiągając magiczną granicę 20 "oczek" przewagi.

Podopiecznym Tomasza Jankowskiego nie pozostawało nic innego, jak utrzymywać taki stan rzeczy. O utrzymanie adrenaliny na odpowiednim poziomie zadbał Przemysław Hajnsz, który podobnie jak Radosław Hyży w pierwszej połowie, rzucił się na parkiet, wyrywając piłkę rywalom.

Pomimo wyraźnej różnicy punktowej pomiędzy drużynami, zawodnicy na parkiecie nie odpuszczali. Nawet sztab trenerski gości był tak mocno zaangażowany w komentowanie tego, co dzieje się na boisku, że w pewnym momencie został ukarany przewinieniem technicznym za dyskusje z sędziami.

Nie miało to jednak większego na przebieg gry. Śląsk systematycznie powiększał przewagę i kiedy na tablicy widniał wynik 80:55 stało się jasne, że WKS odniesie kolejne przekonujące zwycięstwo. Dzięki niemu został samodzielnym liderem tabeli.

-Jesteśmy bardzo szczęśliwi z tej wygranej, między innymi dlatego, że w 100% zrealizowaliśmy założenia taktyczne przed tym meczem. Wynik może tego nie odzwierciedla, ale to naprawdę nie był łatwy mecz i musieliśmy się sporo nabiegać i napocić, żeby go dzisiaj wyrwać - powiedział po meczu Paweł Kikowski.

Śląsk Wrocław - MKS Dąbrowa Górnicza 94:62 (26:18, 24:17, 20:18, 24:9)
Śląsk

- Flieger 19, Kikowski 17, Diduszko 16, Mroczek-Truskowski 12, Hyży 12, Hajnsz 6, Ochońko 5, Bochenkiewicz 4, N. Kulon 3.
[b]MKS -

[/b]Grochowski 18, Maj 11, Wołoszyn 9, Zieliński 7 (12 zb.), Dziemba 6, Piechowicz 4, Zmarlak 4, Karolak 2, Grzegorzewski 1.[b]
[/b]

Źródło artykułu: