Każdy czekał na taką chwilę - rozmowa z Anke DeMondt, zawodniczką Wisły Kraków

W minioną środę Biała Gwiazda po raz pierwszy zwyciężyła w Eurolidze. Dzięki temu przerwała złą passę i jak twierdzi Anke DeMondt, ruszyła z miejsca. Belgijka również przyczyniła się do sukcesu.

Adam Popek: Wygrana ze Spartakiem przyszła chyba w najlepszym możliwym momencie? Po kilku tygodniach niepowodzeń przełamałyście się w starciu z bardzo silnym rywalem.

Anke De Mondt: Myślę, że każdy czekał na taką chwilę. Rosjanki są przecież jednym z najsilniejszych zespołów w całej Europie, więc zwycięstwo nad nimi zawsze będzie czymś wyjątkowym. W środowy wieczór każda z dziewczyn dawała z siebie sto procent, pracowała dla kolektywu. Nie dominowały już indywidualności efektem czego może poza dość niefortunnym początkiem generalnie kontrolowaliśmy bieg rywalizacji.

Nie da się ukryć, że sporo pomogła sprowadzona niedawno Alana Beard.

- Bardzo potrzebowaliśmy kogoś więcej na obwodzie. Do tej pory właśnie tej jednej cząstki brakowało, ale teraz sytuacja wygląda inaczej. Niestety w pierwszych minutach kontuzji doznała Paulina Pawlak i zmuszone byłyśmy radzić sobie bez niej…

Anke DeMondt nie myliła się przy rzutach z dystansu
Anke DeMondt nie myliła się przy rzutach z dystansu

Niemniej Cristina Ouvina godnie ją zastąpiła?

- Tak, to prawda. Wracając jednak do wątku skrzydłowej, jak zapewne wszyscy wiedzą spodziewaliśmy się Katie Douglas, jednak sprawy przybrały inny bieg. Mamy Alanę, która też potrafi zdziałać wiele pozytywnych rzeczy. Przeciwko drużynie z Moskwy nie tylko dobrze rzucała, lecz też świetnie broniła.

Dzięki jej obecności przy kryciu niskich zawodniczek oponent nie koncentrował się tylko na tobie, za sprawą czego zyskałaś więcej przestrzeni.

- Dokładnie. Miałam parę dogodnych okazji do zdobycia punktów i je wykorzystałam. Nie chodzi jednak tylko o moją osobę. Dysponowałyśmy w ataku wieloma atutami i zawsze przynajmniej jedną koszykarkę wyprowadzałyśmy na czystą pozycję.

I tego między innymi brakowało w poprzednich potyczkach, gdy Tina Charles zdobywała mnóstwo "oczek", a reszta nie gwarantowała odpowiedniego wsparcia.

- Dlatego właśnie przypominam o filozofii gry zespołowej.

Nie można kierować wszystkich piłek pod Amerykankę. Bardziej nauczyć się funkcjonować razem z nią, by inne postaci również coś z siebie dały.

- Jestem tego samego zdania. Musimy wspólnie dążyć do realizacji naszych założeń, a Tina powinna wiedzieć, że w pojedynkę często trudno osiągnąć pożądany rezultat. Jeżeli więc w kolejnych meczach rzuci nieco mniej, ale pozostałe dziewczyny wykażą większą inicjatywę, wówczas będziemy jeszcze groźniejsze.

Przypuszczalnie tak.

- Idźmy zatem tą drogą. Tylko, że trzeba jednocześnie zwolnić obroty, zejść na ziemię, bo przecież w ogólnym bilansie mamy zaledwie jedną wygraną!

Za to znacząco poprawiającą wasze samopoczucie i atmosferę.

- Zawsze w ten sposób to działa. Po porażkach ludzie są przybici, smutni. Gdy zaś odnosisz sukces, świat wygląda inaczej. Lepiej. Oby i nasza rzeczywistość powędrowała we właściwym kierunku. Tym pozytywnym.

Komentarze (0)