Każda seria kiedyś się kończy - rozmowa z Michałem Jankowskim, zawodnikiem Startu Gdynia

- Bardzo cieszyłem się na mecz w Słupsku - mówi w rozmowie z naszym portalem, bohater niedzielnego zwycięstwa nad Energą Czarnymi Michał Jankowski.

Michał Żurawski
Michał Żurawski

Michał Żurawski: Gratuluję zwycięstwa. Bardzo dobrze rozpoczęliście pierwszą kwartę, cały czas prowadząc. W drugiej kwarcie Czarni odzyskali jednak kontrolę nad spotkaniem i wydawało się, że są na dobrej drodze do zwycięstwa. W końcowym rozrachunku to jednak wy okazaliście się lepsi.

Michał Jankowski: Bardzo cieszy mnie dzisiejsze zwycięstwo. Od samego początku wyszliśmy bardzo skoncentrowani na ten mecz. Pierwszą kwartę zagraliśmy bardzo dobrze, w pełni wykonując założenia trenera. W drugiej zaczęły przydarzać nam się błędy, ale jest to normalne. Nie da się grać przez całe czterdzieści minut i nie popełniać ich. Czarni świetnie to wykorzystali, przez co odskoczyli nam na dziesięć punktów. Jednak nie poddaliśmy się i potrafiliśmy zbliżyć się do nich. Do przerwy przegrywaliśmy już tylko trzema oczkami, a w niej szkoleniowiec powiedział nam, co robimy źle, co musimy poprawić, a my zastosowaliśmy się do jego uwag. Udało nam się wygrać i jesteśmy niesamowicie szczęśliwi.

Co takiego powiedział wam trener Dedek w przerwie? Po zmianie stron wyszliście naładowani strasznie pozytywną energią.

- Nasz trener to przede wszystkim świetny fachowiec, który zna się na koszykówce. W szatni porozmawialiśmy po prostu po męsku. Szkoleniowiec powiedział otwarcie, co mu się nie podoba w naszej grze i jakie założenia mamy realizować. Wydaje mi się, że udało nam się je zrealizować w jakichś 95%. Dzisiejsze zwycięstwo tym bardziej nasz cieszy, że jest naszym pierwszym wyjazdowym w ekstraklasie.

Nie masz wrażenia, że ukaraliście Czarnych za ich pychę. Wydawało się, że liczyli oni na to, że ten mecz potoczy się podobnie do tego z Rosą – pomęczą się trzy kwarty, a potem jakoś pójdzie.

- Nie sądzę, by takie było ich podejście do tego meczu. Wydaje mi się, że byli skoncentrowani, ale to my po prostu zagraliśmy bardzo dobre zawody. Nie wiem, na jakim graliśmy procencie, ale wyglądało to dobrze. Udało nam się wykorzystać także ich słabe strony w obronie, o których mówili nam przed spotkaniem szkoleniowcy. A o podejście Czarnych do meczu trzeba zapytać ich trenera. Ja mogę powiedzieć jedynie, że my na to spotkanie byliśmy w stu procentach skoncentrowani.

Czy w waszych szeregach była jakaś specjalna motywacja na spotkanie z liderem?

- Nie patrzyliśmy na to w ten sposób. Trener ostrzegał nas, że Czarni są bardzo dobrą drużyną, ale nie musiał, bo my sami doskonale o tym wiedzieliśmy. Dodatkowo pokazują to choćby ich ostatnie wyniki. Każda seria kiedyś się kończy, no i na szczęście seria słupszczan skończyła się na nas. Zagraliśmy niewątpliwie dobrze, ale nie możemy teraz popadać w jakiś huraoptymizm. Jesteśmy młodą drużyną i mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach będziemy grać jeszcze lepiej.

Czy czujesz się katem Czarnych? W drugiej połowie trafiałeś kluczowe rzuty, które pozwoliły wam odskoczyć.

- Może nie od razu katem (śmiech). Należę do bardzo energetycznych i żywiołowo reagujących zawodników, dlatego bardzo cieszyłem się na mecz w Słupsku. Wiadomo, że przy tej publiczności zawsze przyjemnie się gra. Panuje tutaj taki kociołek, wspaniała atmosfera, a ja podczas przebywania na boisku czułem to. Jednak, kiedy grasz, nie może mieć dla ciebie znaczenia, co robią kibice – czy gwiżdżą, czy śpiewają, czy robią jakieś inne rzeczy. W dzisiejszych zawodach wykorzystałem po prostu energię od publiczności, która pomogła mi trafiać te decydujące rzuty.

Jakie konsekwencja dla tego spotkania miała twoim zdaniem absencja Roberta Tomaszka?

- Ciężko powiedzieć. Jak to się mówi na dwoje babka wróżyła. Może Czarni zaprezentowaliby się lepiej, a może jeszcze gorzej. Wiadomo, że jeżeli brakuje jakiegoś zawodnika, to inni gracze starają się to wykorzystać i pokazać się z jak najlepszej strony. Tak jak choćby Michał Nowakowski, który rozegrał dzisiaj naprawdę fajne zawody i dużo dał zespołowi. Na pewno Robert ma inne atuty, inne atuty ma Michał, dlatego nie możemy teraz mówić o tym, co by było gdyby.

Ostatnio do waszego zespołu dołączył Tomasz Śnieg. Taki zawodnik to dla was chyba spore wzmocnienie?

- Do tej pory było nas dziesięciu. Gramy dużą rotacją, ponieważ mamy bardzo wyrównany skład. Trener daje grać wszystkim, bo właśnie o to chodzi w naszym zespole. Staramy się, aby w zespole był team spirit i byśmy się wzajemnie nakręcali. Tak jak wiadomo Tomek w Asseco pełnił marginalną rolę, dlatego myślę, że postąpił właściwie, decydując się na wypożyczenie do nas. Cieszymy się, że taki zawodnik dołączył w nasze szeregi i mamy nadzieję, że powoli będzie wdrążał się w nasz system gry. Jestem pewny, że z biegiem czasu będzie on pełnił coraz ważniejszą rolę w naszym zespole. Myślę, że ze swoim doświadczeniem, jako, iż gra już czwarty sezon w ekstraklasie, okaże się bardzo pomocny.

Czy po ostatnim sezonie, gdzie w PGE Turowie grałeś niewiele, można powiedzieć, że tutaj w Starcie odżyłeś na nowo?

- Nie wiem, czy można to nazwać odżyciem. To są dwa różne zespoły i dwie zupełnie inne role, jakie pełniłem czy też pełnię. Do Turowa przeszedłem po sezonie w 1. lidze i nie uważam tego roku za stracony. Bardzo dużo nauczyłem się od trenera Jacka Winnickiego, a także dostawałem mniejsze lub większe szansę na pokazanie swoich umiejętności. W porównaniu do Startu Turów ma jednak zupełnie inny budżet czy cele. W Gdyni z trenerem Dedkiem także bardzo dobrze układa mi się współpraca. Staramy się dużo rozmawiać, a ja mogę na niego liczyć w każdej sytuacji. Uważam, że doświadczenie, które zdobyłem w Zgorzelcu teraz procentuje. Dodatkowo chciałbym podziękować trenerowi Dedkowi za to, że daje mi możliwość grania i rozwijania się w takim wymiarze czasu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×