Jose Ignacio Hernandez: Wciąż mamy szansę na pierwsze miejsce w ekstraklasie
W pojedynku nazwanym szlagierem kolejki FGE krakowska Wisła pokonała liderujące dotąd bez porażki Artego Bydgoszcz. Trener ekipy z Małopolski słusznie podkreślał rangę sukcesu.
Dla złotego medalisty krajowych rozgrywek bowiem spotkanie to było niezwykle istotne. Wobec przegranych z CCC Polkowice oraz Matizolem Pruszków ewentualne niepowodzenie mogłoby przekreślić jego nadzieję na zajęcie najwyższej lokaty w sezonie zasadniczym, co z kolei w pewnym stopniu skomplikowałoby sytuację przed fazą play off. Niemniej Biała Gwiazda po zaciętej rywalizacji sprostała wyzwaniu. - Zdawaliśmy sobie sprawę z towarzyszącej presji i oczekiwań. Rzeczywiście jeśli bydgoszczanki podtrzymałyby serię zwycięstw, wówczas pozycja lidera mocno by się oddaliła. A tak przed nami cała druga faza i realizując założenia mamy możliwość dotarcia do celu - komentował trener Jose Ignacio Hernandez.
Sama konfrontacja charakteryzowała się dużą niekonsekwencją. Obie strony parokrotnie przejmowały inicjatywę i długo nikt nie potrafił przewidzieć kto uzyska pełną pulę. W newralgicznych fragmentach lepszy okazał się aktualny mistrz. - Bardzo pomogła agresywna, zażarta obrona w drugiej połowie. Stanęliśmy strefą i przeciwnik nie punktował już systematycznie. Znacznie rzadziej zaskakiwał - słusznie zauważa hiszpański coach.Nie da się ukryć, iż przyjezdne w początkowych dwudziestu minutach zdecydowanie za wolno organizowały ustawienie w tylnej formacji. Podopieczne Tomasza Herkta widząc taki bieg wydarzeń często kończyły zagrania po 7-8 sekundach, co przynosiło im profity.
Wisła zaś w ofensywie opierała wszystko o Tinę Charles, lecz ta taktyka nie kryła żadnej niespodzianki. Dopiero przebudzenie Anke De Mondt oraz wspominana skuteczna defensywa pozwoliły odskoczyć. - Nie bez znaczenia pozostawała również długość ławki. U nas dało się zaobserwować większą rotację, która wobec wyczerpującej batalii zawsze znajduje odzwierciedlenie w wyniku - kończy 42-latek.