Adam Popek: W sobotę mierzyliście się z liderem pierwszej ligi i jednocześnie głównym pretendentem do awansu. Mimo różnicy potencjału postawiliście mu trudne warunki, a przy sprzyjających okolicznościach mogliście nawet triumfować.
Grzegorz Płocica: Rzeczywiście w drugiej połowie pojawiła się szansa, by wygrać spotkanie. Zabrakło chyba w tym wszystkim trochę szczęścia. Popełniliśmy zbyt dużo błędów w obronie. Przeciwnik niestety trafiał za trzy punkty bez żadnych problemów. Ponadto straciliśmy kilka łatwych piłek.
Jednak mimo słabego startu wstaliście z kolan i niemal dogoniliście oponenta. Ten fakt chyba należy docenić?
- Na pewno. Nie poddaliśmy się bez walki. Próbowaliśmy cokolwiek wyszarpać praktycznie do samego końca. Jednak w pewnej chwili coś w nas pękło. Nie potrafiliśmy przełamać wyniku, sprawić aby rywalizacja charakteryzowała się bardziej wyrównanym poziomem. W międzyczasie Śląsk zdołał odskoczyć i potem utrzymał bezpieczny dystans.
Powiedziałeś wcześniej o stratach, lecz zastrzeżenia można skierować również pod adresem gry podkoszowej. Wrocławianie za łatwo poczynali sobie na tablicach.
- Nie da się ukryć, że ten element szwankował. Poza tym klasę pokazał Radosław Hyży. Stary, parkietowy wyjadacz przeszkolił nieco młodych.
Zmieniając temat, Grzegorz Kukiełka ma się obawiać powrotu do składu?
- Dlaczego? Brakuje go!
Zastąpiłeś waszego lidera fantastycznie i zaprezentowałeś się co najmniej jak kiedyś.
- Powoli sobie przypominam jak to było przed laty (śmiech).
Takie występy twojego autorstwa ostatni raz widziałem w minionej dekadzie…
- Wiesz jak całość wyglądała. W poprzednim sezonie dołączyłem w trakcie rozgrywek. Nie występowałem zbyt wiele. Podczas obecnego pierwotnie również grzałem ławkę. Dopiero teraz więcej minut spędzam na parkiecie i cóż, pomału do przodu (śmiech).
Odczuwasz osobistą satysfakcję w związku ze zdobyciem 25 punktów?
Nie. Dla mnie istotny jest wynik kolektywu. Tutaj tkwi sedno sprawy. Jeżeli zawodnicy będą wspólnie bić się o założony cel i funkcjonować tak, jak podczas tych lepszych potyczek, wówczas przyjdą sukcesy. Oczywiście personalnie też można rozpatrywać osiągnięcia, niemniej numerem jeden pozostaje team.
Zatem jako zespół walczycie o play off?
- Nie oceniam jednoznacznie naszych dążeń. Nikt nie stawiał żadnych warunków. Na razie gramy... bo gramy.