Poziom emocji, który towarzyszył starciu Śląska Wrocław z Anwilem Włocławek przerósł chyba wszelkie oczekiwania. Pomimo tego, że z uwagi na udane występy w ekstraklasie to goście byli faworytem, Wojskowi dzielnie stawili im czoła, walcząc do końcowej syreny.
Od kilku dni we Wrocławiu można było zaobserwować istne pospolite ruszenie - większość środowiska sportowego dyskutowała głównie o tym meczu, a na trybunach pojawili się nawet reprezentanci piłkarskiego Śląsk Wrocław, na czele z kapitanem, Sebastianem Milą.
Zawodnicy obydwu ekip odwdzięczyli się fanom za wspaniałą atmosferę i to jeszcze przed pierwszym dotknięciem piłki. Byliśmy świadkami wyrównanego, ciekawego meczu stojącego na wysokim poziomie.
Ani jedna, ani druga ekipa nie uległa tremie z tego powodu. Przeciwnie - była to najlepsza pod względem koszykarskim kwarta rozegrana w Hali Orbita od kilku lat.
Gospodarze odczytywali zamiary Anwilu w grze pick-n-roll, umiejętnie przekazywali krycie, a w ataku konsekwentnie wykorzystywali izolację i dobry dzień Pawła Kikowskiego. Przyjezdni natomiast wykorzystywali przewagę fizyczną pod koszami, a całość stała na bardzo wysokim poziomie.
Po trójce w ostatniej sekundzie Nikoli Jovanovicia to Śląsk sensacyjnie prowadził po 10 minutach 28:23. Wtedy jednak gra WKS-u gwałtownie się załamała - w ledwie pięć minut goście zdobyli 16 punktów bez odpowiedzi, wyszli na prowadzenie 39:29 i zupełnie przejęli kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie. Wrocławianie się jednak nie poddali - pod wodzą niesamowitego Kikowskiego, którzy rzucił w samej pierwszej połowie 20 "oczek" (!) odrobili większość deficytu i schodząc na przerwę przegrywali tylko 39:43.
Śląsk zafundował Anwilowi istną demolkę na początku drugiej odsłony, notując serię punktową 12-2. Twarda obrona, szybkie wyprowadzanie gry i celne rzuty z półdystansu Krzysztofa Sulimy nie tylko zniwelowały całą stratę, ale dały podopiecznym Tomasza Jankowskiego prowadzenie 51:45, a Milija Bogicević prosił o czas. Sytuacja nie uległa jednak zmianie i po trzech kwartach WKS wciąż prowadził.
Ostatnia odsłona rozpoczęła się od trójek Krzysztofa Szubargi i Rubena Boykina, które w mgnieniu oka doprowadziły do remisu po 64:64. Amerykanin nie mógł uwierzyć, że przegrywa rywalizację z Radosławem Hyżym, który regularnie ogrywał go w walce o zbiórkę, ale po chwili odgryzł się kolejnym, ważnym trafieniem z dystansu oraz celnymi rzutami wolnymi, po których goście prowadzili już 69:66.
Wtedy wielką klasę pokazał Tony Weeden. Dwie skuteczne akcje tego gracza dały Anwilowi bezpieczną przewagę, której gospodarze nie byli już w stanie zniwelować. Decydujący cios zadał z kolei zza łuku i z linii wolnych Krzysztof Szubarga. Po bardzo wyrównanym spotkaniu Śląsk uległ ostatecznie Anwilowi 74:83.
Śląsk Wrocław - Anwil Włocławek 74:83 (28:23, 11:20, 21:13, 14:27)
Śląsk: Kikowski 28, Sulima 12, Hyży 10, Flieger 8 (8 as.), Gabiński 6, Diduszko 5, Mroczek-Truskowski 3, Ochońko 2, Bochenkiewicz 0
Anwil: Szubarga 22, Boykin 14, Weeden 13, Łapeta 8, Hajrić 7, Jovanović 6, Frasunkiewicz 6, Ginyard 5, Sokołowski 2
Śląsk zagrał rewelacyjny mecz, a Radziu zasłużył na największe w Czytaj całość