Słońca po zmianie trenera grają dużo lepiej niż za czasów Alvin Gentry. I choć w sobotę polegli z San Antonio Spurs, przed ponad trzy kwarty toczyli równy bój z jedną z najlepszych ekip Konferencji Zachodniej. Ostatecznie Ostrogi triumfowały w ostatniej kwarcie 27:17 i wygrały cały mecz 108:99.
Marcin Gortat przebywał na parkiecie 30 minut. Na swoim koncie zapisał dziewięć punktów i 12 zbiórek, z czego aż pięć na atakowanej tablicy. Łodzianin nie imponował jednak skutecznością - chybił osiem z dwunastu rzutów z gry, w tym siedem ostatnich z rzędu. Polak nie trafiał do kosza w najważniejszych momentach czwarte kwarty.
Spurs, którzy wygrali ósmy mecz z rzędu, musieli sobie tego dnia radzić bez Tima Duncana oraz szkoleniowca Gregga Popovicha. Koncert gry dali pozostali dwaj liderzy - Tony Parker i Manu Ginobili, którzy wywalczyli w sumie 51 punktów.
Szczególne słowa pochwały należą się Francuzowi, który zagrał kapitalne zawody i w najważniejszych momentach brał na swoje barki ciężar zdobywania punktów. Trafił 13 z 17 rzutów z gry, rozdał siedem asyst i zebrał cztery piłki. - On jest niesamowity - przyznał bez ogródek Ginobili.
25 punktów dla Słońc wywalczył rezerwowy Michael Beasley a dwa oczka mniej dołożył Goran Dragić, który ponadto miał po pięć asyst i zbiórek.
Mimo porażki zadowolony z postawy swoich podopiecznych był Lindsey Hunter, który po dwóch wygranych poniósł pierwszą porażkę jak coach Suns. - Moi chłopcy dobrze egzekwowali rzuty i walczyli w defensywie. Wykonaliśmy wszystko, co sobie założyliśmy przed meczem - podkreślił.
Z bilansem 15-29 Suns plasują się na 14. miejsce Konferencji Zachodniej. W niedzielę w Teksasie zagrają z przeżywającymi ogromny kryzys Dallas Mavericks.
San Antonio Spurs - Phoenix Suns 108:99 (26:26, 33:30, 22:26, 27:17)
(T. Parker 31, M. Ginobili 20, T. Splitter 13 - M. Beasley 25, J. Dudley 23, P.J. Tucker 11)