Karol Wasiek: Chyba może pan nieco odetchnąć z ulgą, bo po klęsce z Czarnymi Słupsk, rozegraliście całkiem niezłe spotkanie, które ostatecznie padło waszym łupem.
Mariusz Niedbalski: Jestem szczęśliwy, że wygraliśmy to spotkanie. W ostatnią niedzielę skompromitowaliśmy się przeciwko Czarnym Słupsk i to nie ulega żadnym wątpliwościom. Nazywam to po imieniu. Wyciągnęliśmy wnioski i zagraliśmy z wielkim sercem i zaangażowaniem. Może nie był to wielki poziom, bo widać było dosyć duże zmęczenie jednego i drugiego zespołu. Widać po także dużą determinację, ale wydaję mi się, że mój zespół zagrał nieco mądrzej.
Nie było za spokojnie w szatni Trefla Sopot podczas przerwy?
- To była nonszalancja z naszej strony po przerwie. Mieliśmy sporo otwartych pozycji na dystansie, ale my nie potrzebnie forsowaliśmy zbyt dużo rzutów. Czy było spokojnie? (śmiech). Myślę, że było normalnie. Prawie roztrwoniliśmy tę całą przewagę. Utrzymanie stałego poziomu w grze to jest nasz największy problem.
Może pan nieco wyjaśnić, co tam wydarzyło się w tej sytuacji z Frankiem Turnerem, który mocno dyskutował z sędziami.
- Muszę dokładnie zobaczyć tę sytuację i wówczas ją ocenię. Frank twierdzi, że był sfaulowany i to w bardzo brutalny sposób. Upadł groźnie na podłogę, był zdenerwowany i sfrustrowany.
Nie za często Amerykanin się frustruje?
- Nie chcę tutaj wydawać jakiś sądów, ale na pewno nie jest to spokojny zawodnik.
Takie przewinienia niesportowe to zapewne bardzo bolą trenera, jak i cały zespół.
- Gdyby Frank dostał przewinienie techniczne to myślę, że mógłby się nie już nie pojawić do końca spotkania na parkiecie. Gdy dostajesz przewinienie techniczne w momencie, kiedy twoja drużyna idzie do góry to może całkowicie zahamować przebieg meczu. Włocławek to bardzo gorący teren, kibice zaczną żywiołowo reagować. To może się bardzo źle skończyć, dlatego postanowiłem szybko wpuścić Harringtona.
On ostatnio także prezentuje się znacznie lepiej niż na początku.
- Harrington gra na takim poziomie, którego od niego oczekuję. Poza tym jest bardzo ważną postacią w szatni Trefla Sopot.
Wystawienie Michała Michalaka w pierwszej piątce to taki sygnał, że ma pan 100 proc. zaufanie do niego?
- Ja mu cały czas ufam, tak jak ufam każdemu innemu zawodnikowi z mojej drużyny. Próbowaliśmy nieco zmienić ustawienie i zaskoczyć przeciwnika. Michał miał bardzo dobry pierwsze fragmenty. Proszę zwrócić uwagę na fakt, jak świetnie Michalak bronił przeciwko Weedenowi w pierwszej części gry. Był bardzo agresywny w obronie. Jeśli chodzi o jego rzut.. to ja jestem przekonany, że jeśli Michał wejdzie w dobry rytm rzutowy to będzie regularnie do końca sezonu trafiał. To jest wielki talent rzutowy.
Na tę chwilę jest pan zadowolony z jego formy? Mówi się, że stać go na dużo więcej. Zgadza się pan z taką opinią?
- Stać go na więcej, ale to jest proces. Michał gra na takiej pozycji, która wymaga dużej pewności siebie. Dotychczas grał w takich zespołach, które nie miały wielkich celów. Były to ekipy z dołu tabeli, które grał bez żadnych obciążeń, taka czysto szkoleniowa forma rywalizacji. Natomiast w Sopocie gra o wielkie cele. Po odejściu Zamojskiego ciąży na nim większa odpowiedzialność. On musi się z tym obyć. Może to potrwać nawet do końca sezonu. Chciałbym, żeby to nastąpiło, jak najszybciej, ale to jest proces.
Jego większym problemem jest gra w defensywie, czy ofensywie?
- Michał ma problemy w defensywie, natomiast wszyscy oczekują od niego kilku serii trzypunktowych. W tej kwestii Michał musi się gdzieś odblokować. Będę mu dawał dalej szansę.
Podobno jak Żan Tabak przyszedł do klubu i zobaczył, jak Michalak gra w defensywie to złapał się za głowę i powiedział, że u niego nie będzie grał, jeśli tego elementu szybko nie poprawi.
- Wiem jak Michał broni, bo ja prowadziłem go w reprezentacjach młodzieżowych. Zrobił mały postęp, dużo pracy jednak przed nim. W każdym meczu musi udowadniać, że potrafi grać na takim poziomie w defensywie, jak w środowym spotkaniu. Wówczas będzie dobrze. Jestem przekonany, że Michał Michalak bardzo poważnie zaistnieje w rozgrywkach polskiej ligi.