Adam Popek: Nie było cię w Krakowie kilka dobrych miesięcy. Jak się czujesz po powrocie? Postrzegasz całe otoczenie jakoś w inny sposób niż wcześniej?
Erin Phillips: Pod tym ostatnim względem nic nie uległo zmianie. Po prostu bardzo lubię grać dla Wisły, z którą wiąże mnie przecież fantastyczna historia. Dwa zdobyte mistrzostwa Polski stanowią tego fundamentalny przykład. Do tego dochodzi jeszcze krajowy puchar. Myśl o możliwości powiększenia tego dorobku tylko mnie napędza.
Czyli rozumiem, że nie możesz doczekać się decydujących pojedynków?
- Dokładnie. Celuję w czwarty złoty medal tutejszej ekstraklasy. (Pierwszy Erin zdobyła jeszcze z Lotosem Gdynia przyp. Red.)
Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.
Przypuszczalnie najważniejszą walkę o główne trofeum stoczycie z CCC Polkowice.
- Zanim dojdzie w ogóle do tych meczów musimy uporać się z Artego Bydgoszcz. Z tego co wiem prezentuje dobry basket, a ponadto zajmuje drugą pozycję w ligowej tabeli, więc jest wyżej od nas. Cała drużyna pracowała na tą lokatę, wobec czego zasługuje na nią. Najpierw zatem wyjdźmy zwycięsko z tej bitwy.
Pewnie zdajesz sobie sprawę jaką radość sprawiłaś kibicom swoim powrotem?
- Stworzyli strasznie miłą atmosferę podczas mojego ponownego debiutu. Doceniam każdy miły gest z ich strony. To potrafi podnieść na duchu.
Dostałaś niemalże owację, gdy w drugiej połowie starcia z Energą Toruń wybiegłaś na parkiet.
- Tak, pamiętam! Super się wtedy czułam.
Jak spędziłaś czas po zakończeniu sezonu WNBA? Odpoczywałaś?
- Pewnie. Potrzebowałam przerwy. Wróciłam do Australii, żeby pobyć trochę w domu. Przez około sześć tygodni starałam się nie zajmować specjalnie koszykówką. Uwierz, po wygraniu rozgrywek za Oceanem byłam okropnie zmęczona. Również mentalnie. Nie chciałam widzieć nawet piłki (śmiech)! Wykorzystałam ten okres raczej na spotkania z rodziną, przyjaciółmi i… leżenie na plaży (śmiech). Potem zaś rozpoczęłam indywidualne treningi w terenie, poświęcone kondycji oraz ogólnemu przygotowaniu motorycznemu. Wiesz, piasek - góry, góry - piasek i tak w kółko. Pogoda temu sprzyjała, gdyż w Adelaide było między 30, a 40 stopni Celsjusza. Z czasem zajęcia ukierunkowałam już pod sam basket. Nie mogłam przecież zjawić się w Polsce bez formy!
To teraz wiem skąd u ciebie taka siła fizyczna. Nie wiem jaki odsetek sportowców dałby radę szlifować kondycję w takich warunkach. Bardziej przypomina to obóz dochodzeniowy dla triathlonistów.
- (Śmiech). Cóż, mnie sprawiało to radość.
No a jak wrażenia po samym zwycięstwie w najbardziej prestiżowej lidze świata?
- Towarzyszyły mi nieprawdopodobne uczucia. Nie ma słów ani w języku angielskim, ani polskim żeby całość opisać. Aby w ogóle znaleźć się w wielkim finale trzeba przebyć długą drogę. A jeżeli do tego zdołasz uzyskać złoto następuje niespotykana radość. Dziękuję losowi, że mogłam być w tym wąskim, znakomitym gronie.
Osobom związanym z Wisłą Can Pack pozostaje nadzieja, iż jej również przyniesiesz szczęście, choć tutaj mówimy mimo wszystko o nieco innej kategorii.
- Powiem Ci, że ja nie zwracam uwagi na szczegóły, bo założenie i tak mam jedno - triumfować. Zawsze wychodząc na boisko biję się o komplet punktów. Nie ważne czy po drugiej stronie stoją dziewczyny z CCC czy Minnesoty. Chcę być lepsza i tyle!