[b]
Karol Wasiek: Trudno nie zacząć naszej rozmowy od gratulacji za wielkie zwycięstwo waszej drużyny w meczu z Asseco Prokomem Gdynia. Duża radość w waszej szatni?[/b]
Robert Skibniewski: To bardzo wielkie zwycięstwo, dla mnie osobiscie spektakularne. W ostatnim czasie przez naszą drużynę przeszło wiele kłopotów. Dużo złych rzeczy działo się w drużynie i poza nią. To wszystko jednak nie wpłynęło na naszą postawę w tym meczu. Wiedzieliśmy, że będzie bardzo ciężko, ale udało się. W 95 proc. zachowaliśmy spokój, zimną głowę i gramy w niedzielę w finale.
Faktycznie było tak ciężko w pojedynku z mistrzami Polski?
- Oczywiście, że było ciężko. Prokom momentalnie chciał wykorzystać brak graczy wysokich w naszych szeregach. Pod koszem mieliśmy tylko jedyną czwórkę Pawła Leończyka oraz Rafała Bigusa, który w tym sezonie nie gra za wiele. Dla mnie absolutny MVP tego spotkania. Pokazał, że warto na niego stawiać. Udowodnił, że ma duże serce i chce grać i pomagać nam na parkiecie. Dla nas zawodników jest to szalenie ważne zwycięstwo pod względem sportowym, ale także mentalnym.
14 dni - tyle minęło od waszego ostatniego spotkania. Potrzebna była wam tak długa przerwa? Udało się "oczyścić" głowy?
- To jest błędne myślenie. Ludzie, którzy nie są przy zespole, to tak właśnie sobie myślą, że mogliśmy sobie potrenować taktykę. Prawda jest taka, że staraliśmy się to robić, ale najpierw była kontuzja Darrella Harrisa, później przybycie nowego gracza - Alexa Franklina. Później przybycie Camerona spowodowało, że musieli poznawać zagrywki bez obrony, "na sucho" i tak jeszcze wszystkich nie poznali, co było widać na parkiecie, ale bardzo się starali. Gracze z pozycji nr 3 czyli Bartek Wołoszyn i Artur Mielczarek z przymusu muszą grać na czwórce i to jest kolejna nowa sytuacja dla nas wszystkich do której wszyscy musimy się szybko zaadaptować.To był ciężki okres dla nas. Ten okres wciąż trwa. Musimy być silni, zmotywowani, starać się koncentrować na każdym kolejnym spotkaniu. W niedzielę gramy z Treflem, ale za tydzień będziemy potykać się z Radomiem. Musimy pamiętać, że jest to tylko turniej o Puchar Polski, a tak naprawdę liga jest najważniejsza i bycie w tej szóstce, o której wszyscy tutaj mówią.
Jak wygląda wasza współpraca z trenerem Sretenoviciem? Zrozumieliście już jego strategię, czy cały czas trwa proces zgrywania się?
- 3/4 zagrywek zostało. Nowy trener wprowadził jakieś drobne zmiany. Cały czas jest pod górkę. Nie wiadomo, czy Alex w niedzielę zagra, czy w ogóle zostanie w drużynie. Jak nie, to znowu będzie potrzebny nowy gracz i znowu trzeba będzie robić coś, czego nie powinno się robić w tym okresie. Jest trudno, ale takie jest życie. Taki jest sport. Taką sobie pracę wybraliśmy i staramy się robić wszystko, co w naszej mocy aby było jak najlepiej.
To chyba trudno tak zbudować odpowiednią chemię w zespole, jeśli co chwila przeprowadzane są roszady kadrowe.
- Bardziej na boisku jest ciężko się zgrać. Ja np. mogę grać z Pawłem Leończykiem z zamkniętymi oczami, bo wiem dokładnie, w którym miejscu będzie na parkiecie. Często rozmawiamy, ale np. z Alexem, czy Cameronem jeszcze nie. Mimo tego, że są jakieś zagrywki ustalone, ale pewne zachowania w obronie, kiedy przeciwnik zmienia swoją grę, trzeba umiejętnie odczytać. Tutaj zaczynają się schody. Jest ciężko, ale pracujemy nad tym. Pozytywnie na to wszystko patrzymy. To zwycięstwo doda nam nieco skrzydeł i pozwoli nam uwierzyć, że nadal potrafimy grać w koszykówkę i wygrywać z najlepszymi. Chcemy sprawiać kibicom frajdę.
Ty chyba byłeś jednym z nielicznych, którzy cieszyli się z przyjścia Zorana Sretenovicia, bo pamiętasz go z czasów Polpharmy Starogard Gdański.
- Nie jestem fanem zmian jakichkolwiek. Z trenerem Cizmiciem było bardzo blisko, żeby to poszło w drugą stronę. Niestety taka była decyzja klubu i trzeba to uszanować. My zawodnicy mamy grać i trenować i dawać z siebie wszystko. Po ogłoszeniu, że Zoran Sretenović został nowym trenerem to byłem na pewno bardzo spokojny. Wiedziałem czego się mogę spodziewać po tym szkoleniowcu. Koledzy wypytywali jakim człowiekiem jest nowy szkoleniowiec.
Jest w waszym zespole wiara w awans do pierwszej "szóstki"? Zostały wam do rozegrania ciężkie mecze do końca pierwszej części sezonu...
- A które mecze nie były ciężkie? Liga jest w tym roku wyrównana, nie ma znaczenia, czy jest mocna, czy jest słaba. Mamy wielu ekspertów w tej dziedzinie, którzy nigdy w życiu piłki do kosza nie dotknęli. Wierzymy w ten awans do "szóstki". O to przecież gramy. Mamy u siebie Radom, Anwil. Jedziemy do Zgorzelca i Słupska aby tam wygrać.
A może to lepiej wystartować z siódmego miejsca do play-offów?
- Założenie klubu jest takie, że mamy awansować do pierwszej szóstki. To jest nasze zobowiązanie. Jeżeli by się to nie udało, to kto powiedział, że z siódmego miejsca nie można wejść do półfinału?! Dlatego spokojnie podchodzimy do naszej pracy, nikt nie odpuszcza. Każdy chce być w tej szóstce, żeby na koniec sezonu sobie usiąść we wspólnym gronie i powiedzieć, że cel został zrealizowany.