Liga jest ciekawa, ale bardzo niestabilna - rozmowa z Tomaszem Kwiatkowskim, dyrektorem sportowym Trefla Sopot

Czy działacze Trefla będą zainteresowani graczami Asseco Prokomu? - To zależy od naszych możliwości finansowych i od tego jaka będzie ich sytuacja - odpowiada Tomasz Kwiatkowski, dyrektor sportowy.

Karol Wasiek: Ponownie udało wam się zdobyć Puchar Polski. Jakie to uczucie znów zgarnąć to trofeum?

Tomasz Kwiatkowski: Cieszymy się. Myślę, że prestiż tego pucharu rośnie z roku na rok i drużyny coraz poważniej podchodzą do tych rozgrywek. Tym bardziej cieszymy się, że udało nam się obronić puchar zdobyty przed rokiem. Biorąc pod uwagę to, że liga jest bardzo wyrównana w tym roku, bo co najmniej siedem drużyn zgłasza aspiracje do walki o medale. Prosta arytmetyka wskazuje, że dla czterech drużyn tych medali zabraknie. Może się okazać, że przy tak wyrównanej lidze - zdobycie Pucharu Polski będzie drugim, co do ważności trofeum. Tym bardziej cieszymy się, że udało nam się wygrać ten turniej, mimo tych problemów, które mieliśmy jeszcze kilka tygodni temu. Pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie walczyć o te najwyższe cele.

Może pan z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że te problemy się skończyły?

- Sami zawodnicy mówią, że te problemy się skończyły. Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne to udało nam się pokonać te trudności, które spiętrzyły się w ostatnich miesiącach zeszłego roku. Sytuacja jest o wiele lepsza. Myślę, że zawodnicy mogą skupić się tylko i wyłącznie na trenowaniu i podnoszeniu swoich umiejętności.

Pan powiedział, że liga jest w tym roku wyrównana. Ja od siebie dodaję, że jest też szalenie dziwna, bo co rusz słyszy się o tym, że jakiś zawodnik przechodzi z jednego klubu do drugiego. Takie zawirowania nie świadczą o lidze najlepiej. Zgodzi się pan z tym?

- Niestety. To świadczy o niestabilności. Liga jest w tym roku ciekawa, ale niestabilna, nieprzewidywalna. To jest cechą charakterystyczną dla kryzysu. Z dnia na dzień może okazać się, że sponsor wspierający jakiś klub obcina radykalnie dotację i automatycznie powoduje to, że w najgorszym scenariusz zespół może przestać istnieć. Z drugiej strony w połączeniu z przepisami ligowymi, które promują polskich zawodników powoduje to takie niezdrowe próby pokonania przeciwnika niekoniecznie na parkiecie, tylko wykorzystując jego słabszą sytuację finansową. Wystarczy poczytać, co się dzieje w środowisku po poniedziałkowym oświadczeniu o odejściu Ryszarda Krauze z koszykówki.

Podejrzewam, że kilka klubów przymierza się do "rozdrapywania" tego, co zostanie po klubie z Gdyni. To nie jest zdrowa sytuacja. Ligi profesjonalne zarządzane od lat charakteryzują się tym, że nawet w momentach jakiegoś problemu jednego, czy dwóch klubów - to ona funkcjonuje na zdrowych zasadach. U nas tego jeszcze nie ma, ale jest to przyczyną ogólnego kryzysu, który dotyka finanse i gospodarkę. To się odbija na prawidłowym rozwoju klubów. Kiedy funkcjonuje się w warunkach wielomilionowych budżetów to odejście jednego lub dwóch sponsorów nie jest aż tak znaczące, jak w sytuacji, kiedy klub próbuje zamknąć ten minimalny budżet, np. 2-milionowy. Wówczas ta sytuacja jest zupełnie inna.

Czy Trefl Sopot też będzie brał udział w tym „rozdrapywaniu” Asseco Prokomu Gdynia?

- Użyłem takiego obrazowego określenia. Natomiast widzimy wzmożoną aktywność agentów na rynku i też co można poczytać między wierszami w internecie. My skupiamy się na sobie, nikomu nie życzymy źle. Mamy świadomość tego, jak kruchym stanem bywa stabilizacja finansowa. To nas spotkała raczej ze strony klubu gdyńskiego taka próba wykorzystania naszych problemów organizacyjnych. Czy my będziemy zainteresowani zawodnikami, którzy pojawią się na rynku? To zależy od naszych możliwości finansowych i od tego, jacy to będą zawodnicy i jaka będzie ich sytuacja. Jak na razie to z zaciekawieniem przyglądam się temu co się dzieje i co się pisze. Dla mnie to nie jest sytuacja normalna, ale nie dotyczy ona bezpośrednio, więc po prostu zajmujemy się własnymi problemami.

Odejście pana Ryszarda Krauze spowoduje raczej fakt, że polska koszykówka pójdzie na dół, bo na horyzoncie nie widać potencjalnych sponsorów, którzy tak chętnie wspieraliby tę dyscyplinę sportu.

- Jeżeli biorąc za dobrą monetę to co można było wyczytać w artykule, który pojawił się w Gazecie Wyborczej to z tego wynika, że pan Krauze już od jakiegoś czasu nie finansował tego klubu w takim wymiarze, w jakim się mówiło. Pan Krauze kojarzy się z dobrodziejstwem polskiej koszykówki w tych tzw. latach „tłustych”. Oczywiście szkoda, że taka osoba odchodzi z polskiej koszykówki, bo wiadomo w jakim ona jest stanie. Każdego człowieka szkoda, który chce inwestować w polski basket - czy to jest pan "X", który daje grube miliony, czy to jest pan "Y", który daje kilkadziesiąt tysięcy. Władze polskiej koszykówki, klubów powinny robić wszystko, żeby tych sponsorów przyciągać, ale z drugiej strony sytuacja gospodarcza jest jaka jest i naprawdę nie jest łatwo o te środki na finansowanie klubów.

Można zauważyć taką tendencję, że prywatni sponsorzy przez kilka lat inwestują swoje pieniędzy, a później odchodzą. Czym jest to spowodowane według pana?

- Mi jest trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo ja nigdy nie byłem w takiej sytuacji, że podejmowałem decyzje o przeznaczeniu pieniędzy moich własnych, czy innych, ale mam świadomość, jaki ciężki jest to proces. W obecnych czasach firmy kierują się przede wszystkim rachunkiem ekonomicznym. Koszykówka jako produkt musi być konkurencyjna dla innych sportów jeśli chodzi o ten wymiar medialno-sponsorski. Musimy pokazać tym firmom, że inwestowanie w koszykówkę jest opłacalne. Są firmy, które uważają, że warto w tę koszykówkę inwestować, chociażby takie spółki jak: Tauron, Intermarche.

Na końcu biznesmeni i tak liczą bilans zysków i strat, ale w biznesie jak w życiu jest okres koniunktury, a potem okres recesji. To jest naturalne. My powinniśmy stworzyć w warunkach kryzysu taki system, gdzie odejście jednego, czy dwóch sponsorów nie będzie tragedią dla klubów. Nawet na Zachodzie zdarzają się takie sytuacje. W poważnych zespołach zmieniają się sponsorzy, ale byt klubu nie jest zagrożony. Budżet zawsze oscyluje w mniej więcej podobnych granicach, aczkolwiek zdarzają się takie sytuacje, że kluby przestają istnieć. Tak chociażby było we Włoszech.

W warunkach kryzysu firmy liczą pieniądze i tną te koszty, jak najprościej - czyli koszty na promocję, sponsoring. Taka jest brutalna rzeczywistość. Mamy do czynienia z taką sytuacją, kiedy trudno jest zdobyć jakieś środki na jakikolwiek sport. To nie dotyczy tylko koszykówki.

Źródło artykułu: