Jak się okazuje, w Meczu Gwiazd można zagrać nie tyleż efektownie, ale efektywnie i tego typu zagrania również są w cenie. Zresztą wybór do wrocławskiej imprezy Olivera Stevicia, bo o nim mowa, pokazuje, że tego rodzaju świętu koszykówki potrzebni są także koszykarze, którzy nastawiają się na maksymalnie skuteczną, a nie widowiskową grę.
- Cieszę się, że tu jestem, cieszę się, że uznano mnie jedną z gwiazd ligi, bo ja tak naprawdę nigdy nie byłem typem koszykarza, który grał efektownie. Zawsze w pierwszej kolejności wybieram łatwe punkty, niż jakieś triki czy wsady - mówił zawodnik tuż po ostatniej syrenie niedzielnego wydarzenia.
[i]
- Najważniejsza jest jednak dobra zabawa i mam wrażenie, że udało nam się zafundować kibicom naprawdę wyjątkowe show. Najpierw zagraliśmy dla przyjemności, dla fanów, a potem zaczęła się prawdziwa rywalizacja, w której chcieliśmy pokazać rywalom z Czech, że jesteśmy od nich lepsi[/i] - komentował Stević formułę Meczu Gwiazd i zaproszenie do tego wydarzenia sąsiadów z południa.
Gra we Wrocławiu była dla Serba powrotem do miasta, w którym występował w latach 2006-2009, choć gdy był zawodnikiem ówczesnego Śląska, zespół rywalizował w hali Orbita. - Rzeczywiście, hala jest inna, ale miasto to samo i atmosfera w tym mieście wyjątkowa. Naprawdę Wrocław zasługuje na to, by być w ekstraklasie. Kibice są tu spragnieni koszykówki na najwyższym poziomie i liczę, że za rok będziemy mieli okazje spotkać się tutaj ponownie. Tym razem już w poważnej walce - opowiadał skrzydłowy Stelmetu Zielona Góra.