Wojciech Kamiński: Obawa się pojawiła

Starcie w Zielonej Górze zakończyło się sensacyjnym wynikiem, choć w końcówce Rosie łatwo nie było. - Pojawiły się obawy, ale mecz był pod większą kontrolą niż w Koszalinie - mówi Wojciech Kamiński.

Piotr Dobrowolski
Piotr Dobrowolski

Co zrozumiałe, zawodnicy i sztab szkoleniowy beniaminka nie kryją zadowolenia z wyniku osiągniętego w hali jednego z pretendentów do zwycięstwa w tegorocznych rozgrywkach Tauron Basket Ligi. - Jeżeli się jedzie do drużyny, która ma walczyć o mistrzostwo Polski, chyba tylko szaleniec tryskałby optymizmem czy nadmierną pewnością siebie - mówi w wywiadzie dla oficjalnej strony klubu z Radomia trener Wojciech Kamiński.

Opiekun Rosy chwali trzech najlepszych strzelców swojego zespołu w sobotnim spotkaniu: Slavisę Bogavaca, Dominique'a Wise'a i debiutanta, Mateusza Jarmakowicza. - Pojedynek układał nam się od początku. Świetnie trafiał Bogavac, który poczuł się wyjątkowo pewnie i dałem mu sporo czasu na boisku. "Nic" perfekcyjnie rozbijał obronę, przeciwnicy próbowali go najpierw kryć, później faulować, co też się okazało zadaniem nie tak łatwym. W pewnym momencie czwartej kwarty pokazał też trochę fantazji, aczkolwiek nie ma co do tego wracać. Był to jego kapitalny występ - udowodnił, że potrafi grać dobry basket przeciwko największym gwiazdom naszej ligi. Mateusz zagrał dobrze, aczkolwiek bardziej interesuje mnie jego dyspozycja w meczu z Kotwicą, kiedy będzie miał już za sobą dwa tygodnie treningów - podkreśla szkoleniowiec.

Mecz ze Stelmetem w pewnym momencie przypomniał nieco przebiegiem przegrane zawody w Koszalinie. Rywal zaczął odrabiać straty, ale tym razem nie na tyle skutecznie, aby "wydrzeć" beniaminkowi zwycięstwo. Zapytany o niepewność co do końcowego wyniku w Zielonej Górze, Kamiński odpowiada: - Oczywiście, że taka obawa się pojawiła, bo oni nas gonili i byli już bardzo blisko. Aczkolwiek w mojej ocenie, mecz był pod dużo większą kontrolą, niż pojedynek w Koszalinie. Chyba zawodnicy chcieli wygrać za efektownie i przestaliśmy w pewnym momencie szanować piłkę, a przeciwnik zaczął trafiać - analizuje. - Zaczęliśmy szukać fajerwerków i tak zwanych gwoździ do trumny. To było niepotrzebne, aczkolwiek nie ma co za bardzo roztrząsać wygranego w końcu pojedynku - dodaje.
Wojciech Kamiński i jego podopieczni mogli cieszyć się ze zwycięstwa Wojciech Kamiński i jego podopieczni mogli cieszyć się ze zwycięstwa
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×