Byłem blisko Stelmetu - rozmowa z Przemysławem Zamojskim, graczem Asseco Prokomu Gdynia
- Przyznaję, że Stelmet był blisko. Rozmowy były bardzo konkretne i to było jedyne miejsce, gdzie mogłem odejść - mówi Przemysław Zamojski, gracz Asseco Prokomu Gdynia.
Karol Wasiek: Masz pretensje do dziennikarzy za to, że wywołali taką burzę medialną wokół twojej osoby i transferu do Zielonej Góry?
Przemysław Zamojski: Pretensji nie mam, bo każdy ma swój zawód. My gramy w koszykówkę, a wy piszecie artykuły. To jest wasza praca, jedno z drugim się wiąże. Wiadomo, że spekulacje transferowe są jedną z tych rzeczy, o których się pisze najczęściej. Wyszła z tego "burza" medialna, ale jest już po wszystkim i dogrywamy ten sezon do końca.
Nie masz takiego wrażenia, że przez te spekulacje medialne twój transfer do Zielonej Góry nie powiódł się?
- Przyznaję, że Stelmet był blisko. Rozmowy były bardzo konkretne i to było jedyne miejsce, gdzie mogłem odejść. Nie będę ukrywał, że ta burza się rozpętała. Sytuacja wyglądała tak, a nie inaczej. Nie do końca było to prowadzone w taki sposób, jak zwykle, czyli "po cichu". Nie żałuję tego, że nie odszedłem do Stelmetu i cieszę się, że zostaję tutaj w Gdyni. W tym klubie gram już przecież od początku swojej kariery.
Czytałeś te wszystkie spekulacje? Bo praktycznie codziennie pojawiały się informacje na twój temat.
- To prawda, że było ich bardzo dużo. Jedne bardziej prawdziwe, drugie "wyssane" kompletnie z palca. Starałem się nie zawracać sobie tym głowy i skupiać się na kolejnych meczach. Mieliśmy prowadzone rozmowy z władzami. Ciężko było się skupić na samej grze i dlatego musieliśmy się trzymać razem jako zespół.
Pokazała się taka informacja, że masz zamienić się miejscami z Łukaszem Sewerynem. Faktycznie coś było na rzeczy?
- Myślę, że byłem gotowy na wyjazd. Jeżeli byłbym zmuszony do odejścia to bym odszedł. Na szczęście udało się porozumieć z panem Sęczkowskim. Trochę to trwało, ale cieszymy się, że jest ta okazja, iż możemy dokończyć ten sezon w Gdyni.