Karol Wasiek: Masz pretensje do dziennikarzy za to, że wywołali taką burzę medialną wokół twojej osoby i transferu do Zielonej Góry?
Przemysław Zamojski: Pretensji nie mam, bo każdy ma swój zawód. My gramy w koszykówkę, a wy piszecie artykuły. To jest wasza praca, jedno z drugim się wiąże. Wiadomo, że spekulacje transferowe są jedną z tych rzeczy, o których się pisze najczęściej. Wyszła z tego "burza" medialna, ale jest już po wszystkim i dogrywamy ten sezon do końca.
Nie masz takiego wrażenia, że przez te spekulacje medialne twój transfer do Zielonej Góry nie powiódł się?
- Przyznaję, że Stelmet był blisko. Rozmowy były bardzo konkretne i to było jedyne miejsce, gdzie mogłem odejść. Nie będę ukrywał, że ta burza się rozpętała. Sytuacja wyglądała tak, a nie inaczej. Nie do końca było to prowadzone w taki sposób, jak zwykle, czyli "po cichu". Nie żałuję tego, że nie odszedłem do Stelmetu i cieszę się, że zostaję tutaj w Gdyni. W tym klubie gram już przecież od początku swojej kariery.
Czytałeś te wszystkie spekulacje? Bo praktycznie codziennie pojawiały się informacje na twój temat.
- To prawda, że było ich bardzo dużo. Jedne bardziej prawdziwe, drugie "wyssane" kompletnie z palca. Starałem się nie zawracać sobie tym głowy i skupiać się na kolejnych meczach. Mieliśmy prowadzone rozmowy z władzami. Ciężko było się skupić na samej grze i dlatego musieliśmy się trzymać razem jako zespół.
Pokazała się taka informacja, że masz zamienić się miejscami z Łukaszem Sewerynem. Faktycznie coś było na rzeczy?
- Tak, była taka sytuacja. Były prowadzone rozmowy. Wiadomo, że każdy klub chciał skorzystać na tym i zabezpieczyć się na kolejne miesiące. Każdy chce osiągać wyniki i dlatego zatrudnia się jak najlepszych zawodników, jacy są dostępni na rynku.
Byłeś gotowy na ten wyjazd do Stelmetu Zielona Góra?
- Myślę, że byłem gotowy na wyjazd. Jeżeli byłbym zmuszony do odejścia to bym odszedł. Na szczęście udało się porozumieć z panem Sęczkowskim. Trochę to trwało, ale cieszymy się, że jest ta okazja, iż możemy dokończyć ten sezon w Gdyni.
[nextpage]
Dużo mówiło się o tym, że byliście zmuszeni do odejścia z klubu. Faktycznie tak było?
- Ta sytuacja była bardzo dziwna. Dochodziły do nas takie głosy, że musimy sobie poszukać nowych klubów. Tak to wyglądało przez dłuższy czas, aż wreszcie pan Sęczkowski znalazł czas i porozmawiał z nami na spokojnie to udało się znaleźć to porozumienie.
[b]
Czyli rozumiem, że twoja głowa jest już spokojniejsza niż jeszcze tydzień temu, bo wówczas było naprawdę nerwowo.[/b]
- Było bardzo nerwowo, w ogóle cały sezon jest dla mnie dziwny. Dużo przemyśleń, dziwnych sytuacji. Cieszę się, że ta sytuacja ustabilizowała się i mogę dograć ten sezon w Gdyni.
Czego nauczyła cię ta sytuacja?
- Nauczyła na pewno pokory i myślę, że jeszcze głębszego zastanowienia się nad swoimi decyzjami. Trzeba jednak patrzeć w przyszłość i nigdy nie żałować swoich decyzji. Nie jestem typem człowiekiem, który podejmie jakąś decyzję, a później jej żałuje i rozpamiętuje ją.
Po tych wszystkich perturbacjach związanych w tym sezonie - może to najwyższy czas, żeby zmienić kompletnie otoczenie i przenieść się do klubu zagranicznego?
- Na razie skupiam się na tym, żeby dograć ten sezon do końca. Chcemy osiągnąć, jak najlepszy wynik w Asseco Prokomie. To jest dla mnie główny cel na ten czas. Po sezonie będę wolnym zawodnikiem i wówczas będę rozpatrywał każdą, możliwą opcję.
Są już pierwsze rozmowy pod kątem następnego sezonu?
- Przewijają się pierwsze rozmowy. To nie są jednak żadne wiążące rozmowy, bardziej są to takie zapytania.