W porównaniu do starcia numer jeden już sam początek wyglądał inaczej. Krakowianki mocno skoncentrowały się przy obronie, szczególną uwagę poświęcając Julie McBride. Liderka bydgoszczanek została dosłownie wyłączona, co było zasługą Erin Phillips. Australijka tak przykryła doświadczoną rozgrywającą, że ta wielokrotnie nie miała pola manewru.
Sprawa ataku wcale nie wyglądała gorzej. Podopieczne trenera Artura Golańskiego szybciej wyprowadzały piłkę, wobec czego łatwiej wynajdywały czyste pozycje, które zamieniały na zdobycz punktową. - Jestem dumna z drużyny, że po tak rozczarowującym meczu, podniosłyśmy się i zagrałyśmy dobre spotkanie - komentowała energiczna obwodowa.
Generalnie w kwestii skuteczności nie można było specjalnie narzekać. Już po piętnastu minutach ekipa spod Wawelu uzbierała 44 "oczka", a oprócz Tiny Charles wykazywały się również inne dziewczyny.
Błysnęła nawet będąca ostatnio w słabszej formie Dora Horti. Węgierka nadspodziewanie dobrze radziła sobie w polu trzech sekund, zaskakując pozytywnie sztab szkoleniowy oraz nielicznych kibiców przybyłych z Krakowa.
Wobec tego kolejną serię pojedynków Biała Gwiazda rozpocznie jako faworyt, tym bardziej, że to ona wystąpi w roli gospodarza. - Następne dwa powinny być w naszym wykonaniu takie lub jeszcze lepsze - odważnie zapowiadała Phillips.
Erin Phillips: Następne dwa mecze powinny być co najmniej jeszcze lepsze
Po wtorkowej porażce Wisła Can Pack zdołała wyrównać stan półfinałowej rywalizacji z Artego, wygrywając nazajutrz 90:63. Mistrzynie Polski zostawiły na parkiecie serce i efekty przyszły błyskawicznie.
Źródło artykułu: